To jasne, że facet nie jest z mojej bajki. Zawsze mi się kojarzył z jakimś kanalizowaniem emocji młodzieży w PRL, tak by mogła się "wyszumieć", ale bezpiecznie dla władzy. Już gdy byłem nastolatkiem, był ikoną poprawności i grzeczności, dorosłym gościem udającym nastolatka, trochę jak w dawnej piosence "Dezertera" o "40-letniej młodzieży". Z drugiej strony, gdyby np. lubiany przeze mnie Kodym z Apteki zaczął zbierać pieniądze, to dozbierałby do tego poziomu, który jest niezbędny, by kupić sobie i znajomym alkohol i inne uszczęśliwiacze, a nie jakiś sprzęt dla szpitala. Owsiak śmieszył mnie też, kiedy czołgał się po stole i pokazywał słoiki i kieszenie zamiast upublicznić finanse swojej fundacji. Powinien to zrobić.
Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że WOŚP zebrał w tym roku ponad 100 milionów złotych. To naprawdę bardzo dużo. Uważam - wbrew wielu z prawa i lewa - że zbiórka publiczna to najlepsza forma pomocy. Ochotnicza, niepotrzebująca systemu podatkowego ani inspektora ze skarbówki. Doprowadzenie do tego wymaga talentu i wytrwałości. Podobnie jak organizacja koncertów, na które przyjeżdża blisko milion osób, w większości takich, których nie stać na żaden inny koncert. Wciąż nie przepadam za Owsiakiem, ale za to akurat kapelusz z głowy.
Zobacz także: Andrzej Stankiewicz: Prawo i Sprawiedliwość Polakiem chce strącić Polaka