Andrzej Stankiewicz

i

Autor: Piotr Bławicki Andrzej Stankiewicz, Publicysta „Rzeczpospolitej”

Andrzej Stankiewicz: Prawo i Sprawiedliwość Polakiem chce strącić Polaka

2017-03-08 3:00

Andrzej Stankiewicz o wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej. Jaką taktyką stosuje Prawo i Sprawiedliwość?

"Super Express": - Co Prawo i Sprawiedliwość zyskuje, promując Jacka Saryusz-Wolskiego jako konkurenta Donalda Tuska w wyborach przewodniczącego Rady Europejskiej?

Andrzej Stankiewicz: - To wyłącznie zagrywka na krajowy rynek. Od dłuższego czasu trwało zastanawianie się, co zrobić - czy go poprzeć, czy może wstrzymać się od głosu. Ostatecznie jednak zdecydowały osobiste animozje Jarosława Kaczyńskiego. To, co się stało, pokazuje, że decyzję w PiS podjęto w ostatniej chwili. Bo gdyby ona została podjęta wcześniej - rok, pół roku temu, mieliby czas na wylansowanie Saryusz-Wolskiego. Dziś to nie wygląda poważnie, gdy szefowie dyplomacji państw członkowskich mówią, że oni tego gościa nie znają. Tu w ostatniej chwili Kaczyński uznał, że Tuska nie poprą, i doszedł do wniosku, że trzeba zrobić coś innego. Ponieważ Polacy niezależnie od stosunku do Tuska uważają, że należy popierać polskich kandydatów na międzynarodowe stanowiska, trzeba było wskazać kandydata, aby uniknąć oskarżeń, że rząd blokuje Polaka. PiS może powiedzieć - popieramy Polaka, w dodatku polityka Platformy Obywatelskiej. Problemem nie jest Polak na stanowisku, ale sam Donald Tusk. Jednym Polakiem PiS chce strącić innego Polaka.

- A czy jest możliwe, że nagle dojdzie do jakiegoś dealu i na przykład zostanie wybrany ktoś inny, chociażby były premier Jerzy Buzek?

- Nie. Jeżeli Tusk straci stanowisko - a może je stracić - to jego następcą nie będzie Polak. Saryusz-Wolski nie ma szans. Buzek był premierem i przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, ale słabym. W przeciwieństwie do Schulza, który dziś walczy o stanowisko kanclerza Niemiec, nie wykorzystał szansy, na wybór nie ma szans. Na stanowisko po Tusku chrapkę mają socjaliści. Unijni przywódcy mogą też uznać, że nie chcą ładować się w wewnętrzny spór między Polakami i że wybrany powinien być ktoś z innego kraju.

- No dobrze, ale umówmy się - zanim Tusk został przewodniczącym, mało kto w Polsce kojarzył, że przewodniczącym Rady Europejskiej jest Herman Van Rompuy. Tymczasem w Unii trwa dyskusja o reformie Wspólnoty. Czy nie jest tak, że rozmawiamy o mało istotnych kwestiach personalnych, a przegapiamy coś o naprawdę fundamentalnym znaczeniu?

- Właśnie z tego powodu wybór Tuska na drugą kadencję jest tak dla Polski istotny. Najważniejsze decyzje w ramach Wspólnoty mają być podejmowane w gronie czterech państw - Niemiec, Włoch, Hiszpanii i Francji. Czyli z sześciu największych krajów Wielka Brytania Unię niebawem opuści, a Polska zostaje pominięta. I w tej sytuacji właśnie Polak, przewodniczący Rady może wiele negatywnych tendencji powstrzymać. Luksemburczyk czy Belg nie musi tego robić. I jakkolwiek byśmy negatywnie oceniali zbytnie zaangażowanie Tuska w wewnętrzne sprawy Polski, lepiej, by to on stał dalej na czele Rady Europejskiej.

Zobacz także: Kaczyński zabrał głos w sprawie Saryusz-Wolskiego- co powiedział?