Naprawdę bardzo mnie smuci w tym wszystkim też to, że do owych pląsaczy dołącza jeden z moich ulubionych sportowców. Moim ulubionym sportowcem zostać niełatwo, bo preferuję uprawianie sportu niż jego oglądanie i od lat mam problem z wymienieniem choć połowy składu reprezentacji narodowej. Do wyjątków należał Tomasz Adamek, którego wzloty i ukraińskie dramaty śledziłem, bo były fascynującą karierą wspaniałego, ambitnego gościa. Tym fajniejszą cechą Adamka jest jego uczciwość, skromność, przywiązanie do wartości. Wszystko to sprawia, że najbardziej znany polski "Góral" mógłby po zejściu z ringu zająć się trenowaniem, założyć jakąś fundację albo nawet zacząć od polityki lokalnej, która na początek byłaby dobrą szkołą, i którą mógłby szybko zrozumieć.
Zobacz też: Wiktor Świetlik: Polacy są równi, sędziowie równiejsi
Ależ skąd, Adamka dopadło towarzystwo z Solidarnej Polski, które w Parlamencie Europejskim cechowało to, że się ono w ogóle tym, co się tam dzieje, nie interesowało. Adamek toczący rytualne boje i pyskówki z Grodzką, Palikotem, Martą Niewczas albo Weroniką Marczuk będzie pasował do nich jak ulał. Nie będzie w stanie zająć się niczym poważnym, nie będzie mógł bronić wartości, bo ma pojęcie o nich, ale nie ma zielonego pojęcia, jak to w Brukseli zrobić. Bo całe życie trenował boks i zapewne nie ma nawet pojęcia, jak wygląda ścieżka ustawodawcza w polskim Sejmie, a co dopiero mówić o skomplikowanych grach sił w europarlamencie i Komisji Europejskiej. Ot, polscy politycy - nawet największy talent potrafią zmarnować.