Fakt, że istniała grupa ludzi, którzy mieli nad nim władzę, i że on za żadne skarby nie może do niej doszusować, był dla niego tak oczywisty, jak to, że ogień parzy, a kiedy burczy w brzuchu, trzeba coś zjeść. Podobny model udało się wypracować komunistom. Ludzie, którzy nie chcieli się zapisywać, donosić na znajomych, szmacić się, po prostu musieli uznać, że będą obywatelami drugiej kategorii. Owszem, jakąś tam małą karierę taki mógł zrobić, ale wyżej siedzenia nie podskoczył. Z czasem stawało się to dla niego normalne. My dziś też powinniśmy przywyknąć. Mamy nad sobą kastę ludzi nietykalnych, takich, którzy są poza kontrolą, którzy mogą się lenić w kraju, gdzie ludzie zaharowują się najbardziej w Europie. To ludzie, którym włos z głowy nigdy nie spada i którym wszystko wolno. To sędziowie.
Środowisko sędziowskie odniosło swój kolejny wielki triumf. Prezydent, z akceptacją niemal wszystkich partii od prawa do lewa, przywrócił większość sądów rejonowych utrąconych jakiś czas temu przez Jarosława Gowina. Znowu łatwiej będzie prać wszystko we własnym sosie, znowu mniej trzeba będzie się fatygować. Znowu popłynie kasa dla prezesów, wiceprezesów, rozdmuchanej administracji sądowej. Jak się okazało, są sprawy, wokół których politycy mogą się zjednoczyć. Ponadpartyjne. To między innymi to, by w kraju, który jest drugi w Europie pod kątem liczby sędziów na mieszkańca, utrzymać za wszelką cenę stan, w którym pod kątem czasu rozpatrywania spraw też jesteśmy drudzy, tyle że od końca. Zresztą czemu tak skromnie? Czemu tak po polsku zadowalamy się drugim miejscem? Znajdźmy się w czołówce - najwięcej sędziów i najdłuższy czas oczekiwania, oto nasza narodowa aspiracja, której naprzeciw wychodzi głowa państwa wraz z podlizującym się sędziom aparatem partyjnym wszystkich dużych sejmowych klubów.
Musimy się po prostu z tą sytuacją pogodzić. Nic nie da się zrobić z sędziami. Nic nie da się zrobić z Sądem Najwyższym, który na publikacje o tym, jak ta szacowna instytucja marnotrawiła pieniądze, odpowiada próbami ograniczenia dostępu dziennikarzy do informacji. Nic nie da się zrobić z sędzią Milewskim, który był gotów na zamówienie polityczne ustalać składy sędziowskie (a kto wie, czy też nie wydawać wyroków) i dostał za to śmiesznie niską karę dyscyplinarną. Nic nie da się zrobić z sądem, który w niedawnym procesie z dziennikarzami tej redakcji po prostu nie dopuścił dowodów. Zapytany o tę ostatnią historię przeze mnie minister sprawiedliwości odparł przez swojego urzędnika, że to nie jego biznes, bo sędziowie są niezawiśli. To samo wyjaśnił prezes sądu. Oto są faceci i damy, którzy mogą robić, co chcą. Mogą nie chcieć słuchać stron, oglądać dowodów. Mogą pracować, ile chcą, byleby nie było to za dużo. Oto niezawisłość po polsku, czyli kasta ludzi będących ponad prawem.