Wiktor Jerofiejew dla Super Expressu: Putin nie czuje się żulem, ale zbawcą

2017-06-30 4:00

Wybitny rosyjski pisarz Wiktor Jerofiejew w rozmowie z Tomaszem Walczakiem: "Putin nie czuje się żulem, ale zbawcą".

"Super Express": - Kiedy ostatnio udzielał pan wywiadu naszej gazecie, przez Rosję przetaczały się wielkie protesty przeciwko fałszerstwom w wyborach do Dumy. Dziś znów ludzie wychodzą na ulice, by zaprotestować przeciwko korupcji władzy. Coś łączy te protesty?

Wiktor Jerofiejew: - Przez pięć lat wielu ludzi dojrzało, a przede wszystkim pojawiło się nowe pokolenie, które stanowi większość protestujących. Zaskakujące, że na ulice zaczęło wychodzić młode pokolenie, ludzie, którzy pięć lat temu byli jeszcze dziećmi. Ludzie, którzy z racji wieku nie znają innej Rosji niż ta Putinowska i wydawałoby się, że propaganda, która ich otacza w szkole i leje się z telewizorów, ukształtowała ich jako posłusznych i lojalnych poddanych obecnego reżimu.

- Czemu więc wychodzą na ulice? Nowy "russkij czełowiek" nie powstał?

- Zrozumieli to, że w takiej Rosji nie mają przyszłości. Że w kraju, gdzie można coś osiągnąć poprzez bycie odpowiednio blisko władzy, nie ma dla nich miejsca. Stąd ten bunt, prawdziwy i ogromny, który wspierają klasa średnia i inteligencja. Bunt, który domaga się powrotu Rosji do Europy.

- Tym razem coś te protesty mogą zmienić, czy skończy się jak zawsze - władza dokręci śrubę i ludziom odechce się buntu?

- Nie da się na to pytanie odpowiedzieć.

- Dlaczego?

- Bo aby przewidzieć, jak to wszystko się skończy, trzeba by wiedzieć, co czeka Rosję. A Rosja to niewiarygodnie nieprzewidywalny kraj, dzięki czemu jest tak interesująca dla pisarzy i niebezpieczna dla obywateli. Oczywiście, chciałbym, żeby dzięki młodzieży coś się u nas zmieniło, żeby Nawalny, który stał się niekwestionowanym liderem opozycji, miał w ręku władzę. Na razie jednak piłka jest po stronie Putina i on wcale nie musi jej przekazać demokratom. Może np. reakcyjno-konserwatywnym środowiskom, a to by oznaczało, że Rosja zmieniłaby się tylko na gorsze.

- Władza nie boi się protestujących? Wziąwszy pod uwagę brutalność, z jaką rozprawiła się z protestami... Moskiewskie sądy zawiesiły wszystkie sprawy, by sądzić zatrzymanych. Nawalny skazany na 30 dni aresztu...

- Nie użyłbym tu słowa "boją się". To ludzie o wojennej mentalności i jeśli z kimś brutalnie się rozprawiają, to pokazują nie słabość, ale siłę. Jeśli w Rosji panowałby miękki, cywilny autorytaryzm, to czując swoją słabość, kierowałby się bojaźnią. A ci są przekonani o swojej słuszności! Oni naprawdę wierzą, że są rycerzami rosyjskiej jedności i granic. Uważają, że ci, którzy wychodzą na ulice, niszczą Rosję, są lokajami USA i Europy - wrogami narodu. Myślę, że na tym polega słabość zachodnich analiz sytuacji w Rosji.

- Czyli?

- Zachodni analitycy nie rozumieją, że ci ludzie nie czują się - jak ich określa Nawalny - żulami i złodziejami. To romantycy, którzy we własnym przekonaniu są zbawcami Rosji.

- Czy sami Rosjanie ich takimi nie widzą? Chociaż sytuacja w Rosji jest antytezą słów Stalina o tym, że "życie stało się lepsze, towarzysze, życie stało się weselsze", ta romantyka walki o tożsamość Rosji zdaje im się udzielać. Poparcie dla Putina nie spada poniżej 80 proc.

- Poparcie w sondażach może być mylące. Pamiętam, że Jurij Łużkow - jeszcze niedawno wszechpotężny mer Moskwy - cieszył się dużo większym poparciem niż Putin. Sięgało 95 proc. Kiedy zdjęli go z funkcji, na następny dzień miał poparcie jakichś 5 proc. Kiedy sam Putin odejdzie, będzie podobnie.

- No właśnie, z jednej strony w sondażach Putina kochają, ale nigdy nie spotkałem Rosjanina - a spotykam ich wielu - który w prywatnych rozmowach z tą miłością by się obnosił. Wszyscy jak jeden mąż wieszają na nim psy - że złodziej, skorumpowany polityk, że w Rosji bajzel. Jak to wyjaśnić?

- Rosjanin wspiera władzę, bo nie ma w nim tego, co by pozwalało mu pojąć kulturę polityczną. Rosjanin jest zwierzęciem niepolitycznym. Z drugiej strony jest ciągle niezadowolony z tego, jak nim rządzą. Nigdy nie było w Rosji masowej polityki - nią zajmował się albo car, albo komuniści. Dlatego obywatele głosują na władzę. Boją się, że bez niej wszystko się zawali. W głębi duszy człowiek rosyjski to anarchista. Rosjanin jest jednocześnie i monarchistą, i anarchistą, i nihilistą, który wszystko ma w nosie. W tym trójkącie zawiera się rosyjska dusza. Odpowiednio zarządzając tymi składnikami, władza może trwać bardzo długo, nawet jeśli do ideału wiele jej brakuje. Tak było za Breżniewa. Tak jest za Putina.

- Putin chyba umie zagrać na odpowiedniej nucie. Kiedy obejmował władzę, Rosja zaczęła zarabiać krocie na eksporcie surowców. Mógł obywatelom zapewnić względny dobrobyt. Kiedy pieniądze się skończyły, dał im poczucie mocarstwowości, anektując Krym. I tak sobie trwa.

- Na tej nucie mocarstwowej łatwo było zagrać. Pamiętajmy, że w mentalności Rosjan głęboko zakorzeniona jest idea imperialna i niespecjalnie trzeba było się starać, żeby ludzie się pod nią podpisali. Odwołanie się do nacjonalistycznych namiętności wieszczyłem już dawno temu i niestety to przewidywanie okazało się prawdą. Moim zdaniem ta skompromitowana idea powróciła, ponieważ Rosja nie zdołała poradzić sobie z modernizacją. W pierwszych latach swoich rządów Putin wierzył - w moim przekonaniu szczerze - że Rosja może pójść drogą europeizacji, co z różnych przyczyn się nie udało. Kiedy to zrozumiał, wybrał drogę wojennej mobilizacji. Aneksja Krymu ją tylko wzmocniła, ale to nie potrwa długo. Czas działa na niekorzyść rosyjskiego nacjonalizmu.

ZOBACZ: Leszek Miller dla Super Expressu: Nie przyjąłbym pod swój dach uchodźców

Nasi Partnerzy polecają