"Super Express": - Premier Tusk zrobił na panu, specu od wizerunku, wrażenie swoimi wczorajszymi tyradami z mównicy sejmowej?
Wiesław Gałązka: - Nie było fajerwerków. Premier wypadł normalnie, posługując się tą samą gamą gestów co zawsze. Wszyscy spodziewali się, że będą to Bóg wie jakie wodotryski i jakaś wielka wizja rozwoju Polski. Natomiast było to raczej spokojne, wyważone przypomnienie, co nas czeka, niż nadmierne chwalenie się tym, co zrobił. Myślę, że lepiej tak, niż wymyślać jakieś niestworzone historie, które są nie do zrealizowania.
- Brak wizji jest najlepszą wizją?
- Potraktowałbym to jako nadrabianie braku polityki informacyjnej. PO zatraciła się gdzieś speszona Amber Gold i zbyt długo milczała. To było zbyt późne przemówienie premiera, ale musiał w końcu jakoś zaistnieć na tle tych wszystkich debat i marszów. Zdecydował się więc na formę "expose´", a wystarczyło wcześniej informować społeczeństwo o tym, co się dzieje. Być może będzie to dla niego nauczka, że władza nie może się komunikować z obywatelami raz od wielkiego dzwonu, ale na bieżąco mówić, na którym kilometrze autostrady do szczęścia jesteśmy.
- A to wotum zaufania po co?
- Przywykliśmy już do festynowego charakteru polskiej polityki. Wszystkie gesty i słowa są częścią wesołego miasteczka. Sądząc po ocenach wczorajszego "expose´", trochę to ludzi już nudzi. Boję się jednak, dokąd doprowadzi szukanie nowych atrakcji dla obywateli.
Wiesław Gałązka
Specjalista od wizerunku