Krystyna Łuczak-Surówka wystąpiła w Telewizji Polskiej w programie "Pytanie na śniadanie". Wdowa po chorążym Jacku Surówce opowiedziała Joanne Racewicz o swoich przeżyciach związanych z katastrofą smoleńską. Jak powiedziała, ciężko jej już chodzić na cmentarz, by odwiedzić grób męża: - Ja już prawię nie chodzę na cmentarz. A wszystko dlatego, że gdy pojawiała się przy grobie, była zaczepiana: - Jak można przekraczać tę granicę, nagabywać nad grobem. Mnie robiono zdjęcia, łapano za rękę, płakałam. Przez łzy pytałam co robią - opowiadała pełna żalu, bo jak tłumaczyła, ludzie chcieli sobie z nią robić "sesje zdjęciowe". Krystyna Łuczak-Surówka przyznała, że jest zmęczona sprawą katastrofy, która ciągnie się już tyle lat: - Myślę że wszyscy jesteśmy zmęczeni. Jakbyś mnie zapytała o idealny prezent, to wybrałabym tę pałeczkę z filmu "Faceci w czerni", która kasowała pamięć - wyznała gorzko Racewicz. - To jest za duża cena, to zainteresowanie. Przeszłość już nie wróci, a ja chciałbym żyć - skwitowała wdowa.
Zaś na Facebooku Łuczak-Surówka opublikowała wpis: - 8.41. Zatrzymał się świat. Tylko na chwile. Tylko dla nielicznych. Dziś o różnych porach dniach Warszawę sparaliżują tłumy ludzi, których intencje najczęściej trudno zrozumieć. Ja solidarność z 10.04.10 widzę tak. Tłumy ludzi idących w ciszy z transparentami. Na każdym z nich to samo "Wieczny odpoczynek racz im dać Panie". Jestem idealistką, wiem. Pragnę zmian w moim życiu. Nie napiszę więc nic osobistego w tą 7 8.41. Historia wie. Dziś potrzeba ciszy
Zobacz: Samolot z PARÓWEK: "Wyjątkowe parówki na 10 kwietnia". Ludzie OBURZENI. ZDJĘCIE