Dr Krystyna Łuczak-Surówka, prywatnie wykładowca warszawskiej ASP, zdobyła się na szczerość, którą nie każdy z łatwością przełknie. Po tym, jak prokuratura zdecydowała o wydobywaniu z grobów wszystkich ofiar katastrofy, a część ich rodzin żąda milionowych zadośćuczynień, wdowa wykrzyczała, co o tym myśli. Przypomniała, że za poprzedniej władzy upominała się o rentę. Uważa, że należy się to wdowie po śmierci męża, funkcjonariusza na służbie. Ówczesny rząd myślał jednak inaczej. " Mieliśmy plany i życie przed sobą, ale samolot spadł..." - pisze na Facebooku . "Argument, który otrzymałam wraz z dwukrotną odmową, to... brak dzieci. Był wybitnie nie na miejscu, gdyż w kwietniu 2010 roku w jednym tygodniu straciłam i męża, i ciążę. Razem z samolotem runął mój świat. I nie była to tajemnica ani dla MSWiA, ani rządu" - pisze kobieta. Nadal uważa, że renta jej się należy, ale, jak podkreśla, nie domaga się jej, bo nie wierzy, że obecny rząd przychyliłby się do jej wniosku. "Obecny rząd już dość długo jest u sterów i interesuje się tylko swoimi ludźmi. Ja nie byłam żoną polityka, tylko żoną funkcjonariusza BOR, który 10.04.10 był w pracy. Jacek był na służbie i wieczorem miał wrócić do domu. Zamiast niego w środku dnia przyjechał do mnie szwadron śmierci" - pisze wdowa.
Wdowa po oficerze BOR: Mój mąż zginął w Smoleńsku, odmówili mi renty
2016-10-31
3:00
Coraz więcej emocji wywołuje żądanie europosłanki Beaty Gosiewskiej (45 l.), która domaga się pięciu milionów złotych zadośćuczynienia za śmierć jej męża w smoleńskiej katastrofie. Głos w dyskusji zabrała Krystyna Łuczak-Surówka, wdowa po zmarłym w smoleńskiej katastrofie oficerze BOR Jacku Surówce (+36 l.). Okazuje się, że nie dostała ona renty po mężu, bo była "za młoda". Jej dramat był tym większy, iż straciła także nowe życie, które nosiła w swoim łonie.