Komisja zaproponowała Tuskowi dwa terminy – 2 lub 23 października. Na początku sierpnia Giertych wysłał do komisji pismo z prośbą o przesłuchanie w pierwszym z wyznaczonych terminów. Małgorzata Wassermann poinformowała, że przychylono się do tego wniosku i do byłego premiera wysłano wezwanie na 2 października. W poniedziałek jednak komisja zaskoczyła i zmieniła datę na 5 listopada, czyli dzień po drugiej turze wyborów samorządowych. Przewodnicząca nawet nie próbowała ukrywać, że sprawa ma związek z jej kampanią wyborczą (ubiega się o fotel prezydenta Krakowa – przyp.red.) - Wobec faktu, iż spotykam się nieustannie z oskarżeniem, że przesłuchanie Donalda Tuska ma być elementem mojej kampanii, po konsultacji z prezydium komisji, podjęłam taką decyzję, iż dojdzie do zmiany terminu tego przesłuchania – tłumaczy Wassermann. Dzisiaj mec. Giertych, również za pośrednictwem Twittera, poinformował, że zaproponował komisji śledczej przesłuchanie w terminie 23 października - który wcześniej ustalony był jako rezerwowy. Jednak i na tę datę Małgorzata Wassermann nie wyraża zgody. - Termin przesłuchania Donalda Tuska został przesunięty na po wyborach samorządowych. To nie świadek decyduje o terminie przesłuchania, ale organ wzywający - podkreśliła szefowa sejmowej komisji śledczej.
Według polityków opozycji Wassermann zwyczajnie przestraszyła się starcia z Donaldem Tuskiem i tego, że mogłoby ono wpłynąć na jej wynik w Krakowie. Inni dodają, że nie ma żadnych dowodów na udział byłego premiera w aferze Amber Gold i dlatego jego przesłuchanie jest gorączkowo przesuwane. Natomiast przedstawiciele partii rządzącej bronią Wassermann, mówią, że wyszła naprzeciw oczekiwaniom i niczego się nie boi. Dominik Tarczyński (39 l.) nazywa ją nawet „polską Margaret Thatcher”.
Były premier ma być ostatnim świadkiem przepytanym przez komisję śledczą ds. Amber Gold. Niestety nadal nie wiadomo kiedy dojdzie do przesłuchania.