Były prezydent słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi. Jego tezy są na tyle dyskusyjne, że ostatnio Lech Wałęsa musiał się tłumaczyć przed gdańskim sądem. O co chodziło? O wypowiedź pod adresem prezesa PiS. - Jarosław Kaczyński podczas lotu samolotu z polską delegacją do Smoleńska, mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych, kierując się brawurą, wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej w dniu 10 kwietnia 2010 r. - stwierdził były prezydent. Trójmiejski sąd orzekł później, że Wałęsa musi przeprosić Kaczyńskiego. Wyrok nie jest jednak prawomocny, zaś dawny bohater opozycji antykomunistycznej nie spuszcza z tonu.
- Przewidziałem, że jeden drugiego zabije, a potem kończy w wariatkowie albo popełni samobójstwo - mówił Wałęsa na antenie Superstacji. Chwilę później stwierdził, że... wcale się nie pomylił! - Tak się stało. Mogli nie pozwolić na wystartowanie samolotu, mogli nie pozwolić na lądowanie, mogli! To są ich decyzje. Jednego, albo drugiego. Nieważne. To są ich decyzje - brnął były prezydent.
Lech Wałęsa był bewzględny dla Jarosława Kaczyńskiego i oświadczył, że katastrofa smoleńska to... kara dla prezesa PiS i Polski! - Był tak nieodpowiedzialny, że podjął złą decyzję. Zaczynały się wybory, chciał z przytupem rozpocząć wybory w Katyniu, bohatersko, zebrał wszystkich najważniejszych ludzi no i za to został ukarany. Przez to Polska została ukarana. Bo chciał wykorzystać święte miejsce dla Polaków do takich niecnych celów, jak nawet wybory - powiedział szef antykomunistycznej Solidarności.