Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Walczak: 500 plus potrzebuje korekty

2018-03-21 5:00

Krytycy 500 plus triumfują. "A nie mówiliśmy? To świadczenie jest szkodliwe, bo zniechęca do pracy" - przekonują. I rzeczywiście z analiz Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że rządowy program wsparcia dla rodzin odpowiada za odejście z rynku pracy przynajmniej 100 tys. kobiet. To 1 proc. wszystkich pracujących. Powinno nas to martwić? Owszem. Czy 500 plus trzeba likwidować? Oczywiście, że nie.

Bierność zawodowa jest sporym problem dla gospodarki, zwłaszcza gdy ta - jak obecnie - cierpi na niedobór pracowników. Rodzi też problemy dla tych, którzy znikają z rynku. Po pierwsze, powrót na niego niekoniecznie musi być łatwy, a po drugie, przerwa w pracy sprawia, że takie osoby nie wypracowują niezbędnych do godnej emerytury lat. To też problem dla państwa, które będzie musiało takim emerytom wypłacać z budżetu socjalne świadczenia emerytalne, co dodatkowo obciąży i tak już ledwo wydolny system. Powinno więc nam zależeć, żeby jak najwięcej osób pracowało.

Ale nie oznacza to, że likwidacja 500 plus jest właściwym rozwiązaniem. Przez prawie dwa lata funkcjonowania program udowodnił, że zmniejsza poziom biedy, wykluczenia i przywraca godność, którą ludziom odebrał dziki polski kapitalizm. Tu triumfuje lewica, która od lat przekonuje, że programy społeczne, w tym bezpośrednie transfery pieniężne, łagodzą skutki mechanizmów rynkowych. Nie ma więc wątpliwości, że 500 plus musi zostać, ale wymaga poważnej korekty.

Nie takiej, jak proponuje to Nowoczesna, która chce zastąpić transfery odliczeniami podatkowymi - rozwiązaniem premiującym lepiej zarabiających i uderzającym w ubogie rodziny. Nie jest też dobrym pomysłem to, co doradza PO, która chce uzależnienia wypłat od aktywności zawodowej. To wprowadzanie świadczeń wykluczających, które są zmorą współczesnych zliberalizowanych państw dobrobytu. Poza tym nie można nikogo zmuszać do pracy. Jeśli ktoś chce siedzieć z dziećmi w domu - proszę bardzo, jego wybór.

Ale przecież nagle bardzo wiele kobiet zdecydowało się poświęcić życiu rodzinnemu nie z przekonań, ale z powodu zwykłej kalkulacji ekonomicznej. Z badań IBS wynika, że w dużej mierze za dezaktywację zawodową odpowiada niski próg dochodowy uprawniający do pobierania świadczenia na pierwsze dziecko. Wiele osób, wykonując śmieciową pracę za śmieciowe pieniądze, które jednak nie pozwalają ubiegać się o 500 plus, woli zrezygnować z takiego zarobku i utrzymywać się ze świadczenia. Nie można tej decyzji odmówić racjonalności. Jeśli więc chcemy uniknąć odpływu ludzi z rynku pracy, musimy albo znacząco podnieść próg dochodowy, albo całkowicie go zlikwidować, wywierając przy okazji presję na wzrost płac i poprawę warunków pracy. To dużo lepsza zachęta do pozostania na rynku niż likwidacja 500 plus czy jego ograniczenie.

Zobacz także: Tomasz Walczak: Ścieżki awansu, które wiodą na manowce