Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Ścieżki awansu, które wiodą na manowce

2018-03-14 4:24

Objawił się nam znów Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik MON, który w burzliwych czasach ministrowania Antoniego Macierewicza zasłynął umiłowaniem do przyjmowania wojskowych honorów, otrzymywania odznaczeń i rozbijania się służbową limuzyną po białostockich potańcówkach. Dawno już odszedł z wielkiej polityki, ale jako złoty chłopiec PiS nie marnuje swoich talentów, doradzając teraz zarządowi TV Republika. Cieszę się, że znalazł cichą przystań i jest żywym dowodem na to, że nawet bez wykształcenia można osiągnąć w Polsce tak wiele w tak krótkim czasie.

W ogóle obecna władza lubuje się w kosmicznych awansach, udowadniając, że kariera "od pucybuta do milionera" nie jest tylko przebrzmiałym mitem, ale programem partii i narodu. Dzięki PiS można np. z wójta małej gminy stać się prezesem kilku spółek Skarbu Państwa. Z drugorzędnego polityka - wiceministrem lub ministrem, a człowiek finansjery w okamgnieniu zostaje premierem. Można? Można! Ale czy to dobrze? Niekoniecznie.

O ile perypetie pana Misiewicza są trochę anegdotyczną opowieścią o tym, że szybki awans społeczny nie wszystkim służy, bo nie wszyscy godnie go znoszą, to już robienie z niedoświadczonych polityków mężów stanu przynosi same problemy. W polityce niezwykle istotne jest doświadczenie, które zbiera się latami. Zanim zostanie się ministrem czy premierem, dobrze poznać kuchnię państwa - najpierw jako "kapciowy" zaprawionego w bojach polityka, potem jako poseł i szef jednej z sejmowych komisji. Wynosi się z tych doświadczeń ważne nauki i obycie, które pozwala uniknąć szkolnych błędów i uczenia się na katastrofach, które się wywołuje.

Niestety, w PiS wiele takiej amatorszczyzny widać. Przykład? Choćby Patryk Jaki. Jeszcze niedawno był w polityce nikim, a dziś jest wiceministrem, który pisze najważniejsze ustawy, wpędzające nasz kraj w setki problemów. Gdyby miał więcej obycia, wiedziałby, że ustawa o IPN w takiej formie, w jakiej ją przepchnął, jest dla Polski szkodliwa. A Mateusz Morawiecki? W polityce nie jest nawet od trzech lat, a już awansował na premiera i jako szef rząd popełnia jedno faux pas za drugim - coś nie tak powie, coś nie tak zrobi i od razu wywołuje międzynarodowe skandale lub małe wewnątrzpolskie trzęsienia ziemi, które nie budują ani jego powagi, ani stabilności rządu, ani pozycji Polski. Jednym słowem płaci frycowe za brak doświadczenia, którego ktoś dłużej funkcjonujący w wielkiej polityce by uniknął.

Pisowska rewolucja kadrowa zaczyna więc zjadać własny ogon: operacja się udała, pacjent zmarł.

ZOBACZ TAKŻE: Wpisy Ogórek i Ziemkiewicza na wystawie pokazującej antysemityzm. Jest reakcja publicystów