Pomysł najprostszy pod słońcem. Zamiast olbrzymiej kampanii reklamowej, która wypromowałaby Libertas, lepiej wynająć za pewnie mniejsze pieniądze Lecha Wałęsę. Bohater większości Polaków na zjeździe w Rzymie, rozpoczynającym kampanię Libertasu do Europarlamentu, powiedział o tej partii i jej twórcy kilka ciepłych słów. I oto Ganleyowi chodziło.
Nie było medium w Polsce, które nie zauważyłoby, że Wałęsa występuje i promuje - chciał nie chciał, ale tak było - w kampanii wyborczej ugrupowania, które w Polsce reprezentują zawsze "przyjaźni" Wałęsie i Europie politycy Ligi Polskich Rodzin, Unii Polityki Realnej czy odrzuceni byli działacze Prawa i Sprawiedliwości.
Najwyraźniej były prezydent widzi w tej grupie polityków więcej "plusów dodatnich niż ujemnych". To, że większość Polaków jest lekko zdumiona rzymskim występem noblisty, to nieważne. Ważne, że Declanowi Ganleyowi wyszedł kolejny reklamowy biznes. Więc plus dodatni. Bo tania reklama. A plus ujemny? To, że Wałęsa stał się dźwignią reklamy.