Janusz Korwin-Mikke: Wszyscy utrzymujemy rzeszę urzędników - a oni pilnują smaku mleka

2010-09-07 12:45

Wczoraj poszedłem do sklepu, by kupić materiał na półeczkę. Ku memu przyjemnemu zaskoczeniu sympatyczni panowie płytę mi przycięli, okleili fornirem i... wręczyli w prezencie. Z jedną wszelako prośbą: "Jak Pan zostanie już prezydentem Warszawy, niech Pan koniecznie wyrzuci z pracy połowę urzędników!".

Gdy 20 lat temu Solidarność walczyła o sympatię ludzi, obiecywała zmniejszenie biurokracji. Już w 2008 roku mieliśmy 4,5 razy więcej urzędników niż w roku 1988! Potem władzę objęli udający "liberałów" oszuści z PO - po czym liczba urzędników znów wzrosła o 11 procent! Na karku każdego nauczyciela, tokarza, rolnika, murarza, szewca, inżyniera, piekarza - siedzi coraz więcej pasożytów, na których trzeba pracować. Za komuny wykryłem spółdzielnię dekarzy składającą się z prezesa (nie było wiceprezesów!), księgowej, trzech członków zarządu i jednej urzędniczki za biurkiem... oraz JEDNEGO dekarza. Do tego ideału z wolna się zbliżamy.

Pięć lat temu szefem Komisji Europejskiej był p. Roman Prodi, który powiedział nam, że jeśli chcemy wejść do UE, to musimy jeszcze czterokrotnie zwiększyć liczbę urzędników!!!

Przeczytaj koniecznie: Janusz Korwin-Mikke: Znudził się krzyż? To urządzamy pochówek czerwonoarmistów

I to się właśnie dzieje. PO posłusznie realizuje wskazówki z Brukseli. I liczba urzędników rośnie. Co prawda teraz mówią, że będą zwalniać co dziesiątego. Będą za to przyjmować urzędników do kontaktów z Brukselą - czyli wymieniać urzędników podległych Warszawie na urzędników podległych Brukseli.

Koszt opłacania tych urzędników jest spory. Nie to jest najważniejsze. Ogromna większość etatów zajęta jest przez urzędniczki. To nasze matki, żony, córki i wnuczki. Teraz płacimy podatki, one coś tam robią - i dostają za to pensje. Gdyby tych etatów nie było, to i tak byśmy je musieli przecież utrzymywać. Co prawda byłoby to znacznie oszczędniejsze: nie ponosilibyśmy kosztów ich dojazdu do biur - na przykład...

Gorszym problemem jest zupełnie co innego. Gdyby ci urzędnicy siedzieli w domach i brali pensje za nic, byłoby ćwierć biedy. Niestety, idą do biur - i "coś tam" robią. Muszą choćby udawać, że pracują. Więc wymyślają rozmaite przepisy - po to, by jakoś uzasadnić potrzebę istnienia ich etatów. A to biorą się za opiekę nad naszymi dziećmi (czyli odbierają je rodzicom), a to wydają zezwolenia na postawienie płotu (czy w normalnym kraju na postawienie płotu potrzebne jest zezwolenie???), a to pilnują, czy mleko jest smaczne...

Patrz też: Janusz Korwin-Mikke: Jak nas robią w bambuko

Pamiętam, że 20 lat temu monarchiści we Francji w wyborach wołali: "Czy wiesz, że o jakość twojego mleka troszczy się 1265 przepisów?". Oczywiście nikt ich nie czyta. One są tylko po to, by uzasadnić jakoś istnienie urzędników. Jedni je wydają, inni udają, że kontrolują ich wykonanie... I już są POSADY!

A my dwoimy się i troimy, by udawać, że przestrzegamy tych przepisów! A czasem płacimy grzywny za ich nieprzestrzeganie.