Usuną pomnik ofiar Katynia!!

i

Autor: ARCHIWUM Polonia zaniepokojona działaniami władz

Twórca pomnika w Jersey City KOMENTUJE: Pomnik powinien stać tam, gdzie stoi

2018-05-07 4:00

Twórca pomnika katyńskiego w Jersey City komentuje plany przeniesienia monumentu.

"Super Express": - Co pan sądzi o tym, że władze Jersey City chcą się pozbyć stojącej w centrum rzeźby katyńskiej?

Andrzej Pityński: - Oficjalnie nic na ten temat nie wiem. Włodarze miasta nie kontaktowali się ze mną w tej sprawie, ale jeżeli jest to prawda, to jestem przeciwny tej decyzji. Miejsce to dostaliśmy 30 lat temu od władz miasta Jersey City i są na to dokumenty prawne.

- Czy nie mógłby stać w parku, tak jak proponują władze i przestać straszyć matki spacerujące z dziećmi, bo takie głosy się pojawiły?

- Rzeźba katyńska w Jersey City to nie jest pomnik z Mickey Disney World, tylko symbol katyńskiego ludobójstwa. Jest on w formie znaku, symbolu przedstawiającego prawdę historyczną o tej zbrodni. Moja rzeźba jest czysta w formie i kompozycji. Ten monument swoim przesłaniem wpisuje się w pomniki Holokaustu, których stoją setki na całym świecie. Nikt się ich nie boi, choć mówią prawdę o tych tragicznych czasach zabijania.

- Czyli ma dla pana znaczenie, gdzie ten pomnik będzie stał?

- Tak, ma znaczenie. Pomnik powinien stać tam gdzie jest.

- Czy widzi pan w tej decyzji jakieś drugie dno i spisek przeciwko Polakom?

- Jestem rzeźbiarzem, nigdy nie biorę poważnie jakichś teorii spiskowych, liczą się fakty, a prawdę pokaże czas. Myślę jednak, że w tym wypadku deweloper walczy o tę cenną przestrzeń, to po prostu biznes, za którym stoją duże pieniądze.

- Czy polskie władze i prezydent, który wkrótce odwiedzi USA, powinni zająć stanowisko w tej sprawie i interweniować?

- Pomnik obroni się sam, jak nie teraz, to w przyszłości. Prawda, którą niesie, jest nieśmiertelna. Jestem panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie i rządowi RP wdzięczny za troskę o los pomnika katyńskiego.

- Ma pan patriotyczne korzenie...

- Tak, urodziłem się w rodzinie Żołnierzy Wyklętych, 15 marca 1947 roku w Ulanowie. Ojciec ujawnił się w kwietniu 1947. Mama nigdy się nie ujawniła, ukrywała się ze mną w rodzinie Pityńskich w Ulanowie. Wraz z rodzicami przechodziłem czas stalinowskiego, ubeckiego terroru. To był prawdziwy koszmar, brutalne rewizje, podsłuchy zakładane w naszym domu. Byłem szykanowany w szkole. Odwiedzałem ojca i wujka Michała Krupę, którzy byli w więzieniach.

- Co było dla pana wtedy najgorsze?

-  Ta niepewność jutra. To oczekiwanie na ich nocne "odwiedziny". Po jednej z obław, w której moja babcia została ranna od kul ubeków, zacząłem się ze stresu jąkać, to trwało aż do końca liceum. Zacząłem być bardzo agresywny. Jedyną dla mnie ucieczką był świat sztuki.Druga wojna światowa dla mojej rodziny nie skończyła się w 1945 roku, ona trwała cały czas. Dla mnie był to czas walki o przeżycie. Tak było do matury. Chciałem studiować w Szkole Marynarki Wojennej, ale doniesiono o pochodzeniu moich rodziców i odrzucono moje papiery. Uciekając przed wojskiem, poszedłem do Technikum Melioracyjnego w Trzacianie koło Rzeszowa. Uzyskałem dyplom technika melioranta. Wróciłem do Ulanowa i zacząłem pracę w geodezji. Pewnego dnia milicja i ORMO zrobiły prowokację. W obronie ojca pobiłem ormowców. Zrobiono sąd pokazowy w Ulanowie. W niedzielę po mszy zagoniono mieszkańców do kina Hel na rynku miasta. Przyprowadzili mnie jak bandytę, skutego, w asyście milicjanta z bronią i psem. A oni siedzieli na scenie za stołem nakrytym czerwoną szmatą. Miałem wtedy 19 lat.

- Czy trudno było panu zrozumieć te ciężkie czasy?

- Nie rozmyślałem na ten temat, dla mnie to było naturalne, od urodzenia byli oni i my. Oni mieli władzę terroru, a my Polacy katolicy próbowaliśmy przetrwać.

- Pamięta pan swoją pierwszą rzeźbę?

- Tak, miałem pięć lat, było to na cmentarzu w Ulanowie na zaduszkach, kilka miesięcy wcześniej mój braciszek Michał Januszek utopił się w Sanie w wieku czterech lat. Była to dla nas wielka rodzinna tragedia. Tam po raz pierwszy na świeżym jego grobie wśród płonących świec i chryzantem wygrzebywałem ze świec na  jego grobie zastygający ciepły wosk. Zrobiłem z niego dwa kotki, psa, konika, kurki i gąski, które tak lubił Januszek. Wszyscy płakali, ja nie. Mówiłem mu, że to dla niego, w jego długą podróż, i obiecywałem mu, że na pewno się jeszcze spotkamy.

- Pana twórczość ma przeważnie tematykę patriotyczno-historyczną. Czy pana przeszłość ma na to wpływ?

- Patriotyczno-historyczna? Niekoniecznie, na pewno moje pomniki monumentalne są, ale moje kompozycje kameralne w brązie są o różnej tematyce, cechuje je komponowanie przestrzeni formami rzeźbiarskimi. Bardzo dużo rysuję węglem od abstrakcji do realizmu, lubię szkicować ołówkiem portrety i karykatury przy kuflu z piwem.

- Co skłoniło pana do wyjazdu do USA?

- Samo życie. Nie będąc w partii, miałem w Polsce małe szanse przetrwania jako rzeźbiarz, chałtury dostawali tylko partyjniacy. Mogłem pracować dla kościołów pod dyktando proboszczów. Postanowiłem specjalizować się w brązie i dlatego wyjechałem do USA w poszukiwaniu nowej technologi odlewu brązu.

Czytaj: Walczak komentuje: Roszczeniowcy, hamulcowi i prowokatorzy