Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Trump, PiS i arbitrzy elegancji

2017-06-13 4:00

Miarą dojrzałości polityki jest to, że poza bieżącym sporem potrafi pozostawić pewne istotne dla państwa sprawy. Choćby politykę zagraniczną. W Polsce dość długo panował konsensus co do celów naszej dyplomacji i mimo zmian ekip rządzących mieliśmy w tej materii do czynienia z rządami kontynuacji. Wszystko skończyło się wraz z przystąpieniem naszego kraju do NATO i Unii Europejskiej, co za swój priorytet uznawały wszystkie liczące się środowiska polityczne. Potem przyszedł POPiS i się zaczęło.  

Polityka zagraniczna stała się jednym z frontów idiotycznej wojny skłóconych plemion postsolidarnościowych. Nie dość, że za każdym razem, kiedy PiS zamienia PO u władzy, dochodzi do dramatycznych zmian w kwestii kierunków działań naszej dyplomacji. W imię logiki konfliktu kontestuje się bez zastanowienia wszelkie działania aktualnie rządzących. Kibole jednej czy drugiej strony nie próżnują. Choćby wtedy, gdy za rządów PO pojawiła się szansa na polepszenie relacji z Rosją. Wtedy PiS i jego medialni pretorianie uznawali to za zdradę, choć jasne jest, że jeśli można się dogadać i robić wspólnie interesy, nawet z Rosją Putina, warto to robić. Teraz, kiedy do Polski wybiera się Donald Trump, słychać głupawe stwierdzenia, że w zasadzie szału nie ma, że trafił swój na swego, a w ogóle Trump to rosyjski szpion i nie warto z nim gadać.

Czy nam się to podoba, czy nie, Trump rządzi dziś Ameryką, PiS Polską, a relacje amerykańsko-polskie trwały przed Trumpem oraz PiS i będą trwały długo po tym, kiedy odejdą oni w niesławie. Z punktu widzenia Polski każda wizyta amerykańskiego prezydenta to wydarzenie ważne, podkreślające wagę wzajemnych relacji. To także zawsze sukces ekipy rządzącej, która skutecznie zabiega o taką wizytę. Owszem, polityka zagraniczna PiS woła o pomstę do nieba, ale zorganizowanie przyjazdu Trumpa należy rządzącej partii zapisać na plus.

I to nawet jeśli stoi za nim dość czytelna próba ratowania przez amerykańskiego prezydenta twarzy. Na Zachodzie spotyka się z chłodnym przyjęciem i upominaniem ze strony polityków takich jak Angela Merkel, ale w naszej części Europy ma gwarancję entuzjazmu. Możemy na tym skorzystać. Barack Obama długo Europę Środkowo-Wschodnią traktował po macoszemu. Donald Trump, szukając sojuszy na Starym Kontynencie, najwyraźniej chce na nasz region postawić i wzmocnić z nim relacje. Choćby w wymiarze gwarancji bezpieczeństwa to niezwykle istotne. I żadne kpiny tego nie zmienią. W imię interesu Polski warto z nich zresztą zrezygnować.

Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski: Schowajcie księdza Sowę na sto lat. Potem się zobaczy

Nasi Partnerzy polecają