Leszek Miller: Trudne słowo "przepraszam"

2015-01-28 3:00

Uroczystości związane z 70. rocznicą wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, które z powodu ignorancji ministra Schetyny stały się okazją do kolejnego wzrostu napięcia między Polską i Rosją, przeszły do historii. Niemniej nad wybrykiem ministra spraw zagranicznych tak łatwo do porządku dziennego przechodzić się nie powinno.

Żaden poważny polityk europejski nie pozwala sobie na coś podobnego, mimo że Unia Europejska jest teraz przecież w ostrym konflikcie z Rosją. Na obchody 70. rocznicy lądowania w Normandii prezydenta Rosji zaproszono, choć, idąc tropem Schetyny, prezydent Hollande powinien powiedzieć, że obchody lądowania w Normandii Rosjan nie dotyczą, bo doszli tylko do Łaby.

"Kłamstwo Schetyny" próbowali tłumaczyć zarówno premier, jak i prezydent. Ewa Kopacz powiedziała, że min. Schetyna na pewno nie chciał tak powiedzieć. Prezydent zaś zdobył się na ojcowskie upomnienie: nie wolno zapominać o Rosjanach, bo co prawda w skali kraju przynieśli nam nowe zniewolenie, ale więźniom obozów koncentracyjnych bez wątpienia wolność. I w ogóle: "Naszą rolą jest wspominać z wdzięcznością wszystkich, a więc także Rosjan i Ukraińców, którzy zakończyli okupację niemiecką z całą jej okropnością. Trzeba pamiętać, że walczyli o to żołnierze różnych narodowości. I nie można zapominać o roli Rosjan".

Proszę zwrócić uwagę, że w tym krótkim cytacie z wywiadu dla "Gazety Wyborczej" I Armia Wojska Polskiego zamyka się w określeniu; "żołnierze różnych narodowości". Pan prezydent już tak ma, że nawet jeśli chce coś załagodzić, to wychodzi mu przeciwnie. To jasne - w jego środowisku politycznym Polaków z I Armii uważa się za radzieckie oddziały polskojęzyczne, niektórzy mówili nawet o tym głośno. Oczywiście polskie oddziały na Zachodzie w żadnym razie nie były polskojęzycznymi oddziałami brytyjskimi, miały absolutną swobodę podejmowania wojennych decyzji taktycznych i strategicznych.

Fobie antyrosyjskie stały się państwową polityką, którą uważam za szkodliwą dla interesów Polski. Ukraina, nasz antyrosyjski sojusznik, nadal nie kupuje od nas mięsa, nabiału, nawet na kredyt, a tymczasem minister rolnictwa nie robi o to rabanu, tylko grzmi, że Putin na obchody wyzwolenia Auschwitz nie powinien być zaproszony. W efekcie Polska traci okazję za okazją, by powrócić na pozycję liczącego się partnera, a może nawet moderatora rozmów w sprawie rozwiązania tragicznego konfliktu na Ukrainie. Polska się sama wykluczyła. Nasz głos nie liczy się ani w Unii, ani w Grupie Wyszehradzkiej, ani w Trójkącie Weimarskim, nie mieścimy się w "formacie normandzkim", teraz straciliśmy kolejną szansę na powrót do stołu rozmów. Zapraszając na obchody 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz Putina i Poroszenkę, stworzylibyśmy im okazję do dialogu, być może bylibyśmy autorami jakiegoś postępu w zakończeniu ukraińskiej tragedii. No, ale skoro pan Schetyna mówi Putinowi NIET, to jest, jak jest.

Zobacz: Krystyna Pawłowicz: Ogórek jest ładna, brzydka jest Środa! WIĘC JAK? [WIDEO]

Na szczęście pani premier zaprosiła chociaż prezydenta Poroszenkę. Tyle tylko, że Ukraińcy walczyli nie tylko w Armii Czerwonej, ale także u boku Hitlera, w szeregach SS Galizien i pojawiali się także wśród załóg różnych niemieckich obozów kaźni. Nie był to nurt dominujący i nie taką tradycję reprezentuje ukraiński prezydent, ale gdy przemawiał w polskim Sejmie słowa "Wołyń" i "przepraszam" też nie przeszły mu przez gardło.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail