Wiele się jednak od tamtej pory zmieniło. Otrzeźwienie przyszło najpierw wtedy, gdy okazało się, że internetowi giganci współpracują z amerykańskimi służbami, udostępniając im informacje o użytkownikach. Potem internet okazał się miejscem werbunku bojowników ISIS i siania propagandy tzw. Państwa Islamskiego. Dowiedzieliśmy się też o sile roznoszących się jak wirus przez portale społecznościowe fake newsów, które wpłynęły na wynik referendum ws. brexitu i wybór Donalda Trumpa na prezydenta. Dziś świat żyje skandalem, który z tymi dwoma wydarzeniami się łączy: firma Cambridge Analytica nielegalnie wykorzystywała nieprzebrane liczby danych o użytkownikach zbieranych przez Facebooka, by na zlecenie polityków manipulować opinią publiczną na rzecz brexitu czy Trumpa.
Kilka lat temu Shoshana Zuboff z Uniwersytetu Harvarda spopularyzowała określenie „inwigilacyjny kapitalizm”, który miał opisać model biznesowy Facebooka czy Google’a – zbierania ogromnej liczby informacji o internautach, które potem są analizowane i dla zysku wykorzystywane do wpływania na ludzkie zachowania. Coraz bardziej zdominowany przez wielkie korporacje internet dał niespotykane dotąd możliwości wnikania w umysły konsumentów i co jeszcze bardziej niebezpieczne, całych społeczeństw. Okazuje się bowiem, że ktoś z odpowiednio zasobnym portfelem może manipulować obywatelami dla osiągnięcia konkretnych celów politycznych.
Przenikliwy umysł George’a Orwella opisał swego czasu totalitarne państwo, które za pomocą technologii jest w stanie sprawować nieograniczoną kontrolę na umysłami ludzi. Jakież to wydaje się dziś mimo wszystko naiwne. Orwell główne zagrożenie widział bowiem w ekranie telewizora. Nie mógł przewidzieć, że w świecie internetu telewizor będzie jedynie igraszką amatorów, a rolę Wielkiego Brata będzie pełniło nie państwo, ale kapitalizm.
ZOBACZ TAKŻE: Ścieżki awansu, które wiodą na manowce