Tomasz Walczak: Wały Kaczyńskiego

2014-05-16 4:00

Trwająca kampania do Parlamentu Europejskiego w zgodnej opinii jest najgorszą z możliwych. Jej symbolem stały się już wiejące żenadą i amatorszczyzną spoty wyborcze kandydatów od prawa do lewa, które zastąpiły jakąkolwiek debatę wyborczą. Partie zresztą mają problem ze zrozumieniem, czym jest PE i co same zamierzają tam robić. Stąd każdego dnia opowiadają o najróżniejszych sprawach, prawie zawsze niezwiązanych ze sprawami europejskimi.

Weźmy choćby powódź - od dwóch dni temat numer jeden politycznych debat. Sprawa oczywiście jest poważna, bo zdaniem synoptyków południowej Polsce grozi potop. Ale też przynajmniej od 1997 roku, powodzi tysiąclecia i koncertowej wpadki ówczesnego premiera Cimoszewicza, wiadomo, że można na tym sporo politycznie ugrać.

Z tego założenia wyszło PiS. Zamiast uganiać się za kolejnymi nieprzynoszącymi żadnego poparcia słit fociami z wyborcami, prezes, w ślad za premierem, rusza na wały przeciwpowodziowe, by fachowym okiem ocenić stan przygotowań do nadchodzącej apokalipsy. A że się zna i na tym, nie trzeba chyba przekonywać. W tej kampanii dał się już poznać m.in. jako specjalista od półtuszy wieprzowej czy górnictwa, więc czemu i z hydrologią miałby nie być za pan brat?

Co jednak da ludziom z zagrożonych terenów wiedza tajemna prezesa Kaczyńskiego? Czy od rytualnych słów, że Tusk spaprał sprawę, deszcz przestanie padać, a rwące rzeki pokornie wrócą do koryt? Albo czy prezes w razie potrzeby chwyci za łopatę i zacznie napełniać worki z piaskiem? Nie bardzo. Słit focia z wału wystarczy.

Czytaj: Tomasz Walczak: Przemysław Wipler, czyli jak z polityka zostać publicystą

Wiadomości Se.pl na Facebooku