Tomasz Walczak: Przemysław Wipler, czyli jak z polityka zostać publicystą

2014-05-15 17:54

To być może najgorszy wybór polityczny roku. Przemysław Wipler, poseł po przejściach, postanowił połączyć siły z Januszem Korwinem-Mikke. Nowa Prawica cieszy się, że pierwszy raz od lat ma swojego posła w Sejmie, a Wipler cieszy się, że paktuje z jedyną siłą wolnorynkową w Polsce. Radość raczej nie potrwa długo.

Przemysław Wipler miał szansę zostać poważnym politykiem. Miał opinię kompetentnego wolnorynkowca, który do naszej mizerii politycznej mógł wnieść trochę wiedzy eksperckiej. Połączył swoje siły z PiS i wieszczono mu sporą karierę. Wygrała w nim jednak UPR-owska przeszłość – uwierzył, że może nieść ultraliberalną doktrynę w świat. Zaczął związki z różnymi pomniejszymi formacjami, które mógł nawet skonsumować. Wszystko jednak wzięło w łeb, kiedy doszło do niejasnego incydentu pod jednym z modnych warszawskich klubów. Po pijaku miał się wdać w awanturę z policjantami. Sprawa trwa, ale szkoda wizerunkowa się dokonała.

Jedynym ratunkiem okazał się powrót pod opiekuńcze skrzydła idola młodości – Janusza Korwina-Mikke. „Obecnie Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego jest najpoważniejszym projektem, który daje nadzieję na zbudowanie wolnorynkowej, antybiurokratycznej, antyurzędniczej opozycji wobec tego, jak rządzona jest Polska, jak rządzi Polską Donald Tusk” - przekonywał zdziwionych tym krokiem dziennikarzy.

Ten huraoptymizm Wiplera jest zdecydowanie na wyrost. Czy poważnym projektem może być formacja, której lider był tylko raz w parlamencie i to w czasach, kiedy nie było progu wyborczego? Której lider od ponad 20 lat nie zaistniał w żadnych wyborach? Czy rzesza zbuntowanych gimnazjalnych wyznawców JKM dodaje tej formacji splendoru? Czy poglądy szefa, który nie wierzy w demokrację, ale powrót do Polski króla, Nowej Prawicy dają szansę na wolnorynkową rewolucję? Otóż nie. Najwyraźniej Wipler za bardzo uwierzył w chwilową modę na Korwina. Zapomniał jednak, że każda moda w końcu przeminie. Pozostanie mu więc jedynie kariera publicysty, którą jego polityczny idol, wieczny outsider polityczny, z powodzeniem uprawia od wielu lat. Nie będzie zresztą jedynym, który zaczynał przy Korwinie, a stał się wziętym komentatorem. Wystarczy przypomnieć Rafała Ziemkiewicza czy Łukasza Warzechę. Powodzenia.