Z ogromną uwagą i nie mniejszym rozbawieniem przeczytałem na jednym z portali branżowych dla rekruterów, że oto pracownicy strasznie się rozbestwili. Przychodzą na rozmowy o pracę z już zaklepaną pracą, ale chcą się przekonać, czy w innej firmie nie dostaną lepszych warunków. "To, co dzieje się na rynku pracy, jest nieetyczne. Obie strony powinny się wzajemnie szanować. Nie powinno się stawiać wymagań jedynie wobec pracodawcy. Z kolei pracownik nie może tylko brać, nie dając nic w zamian" - gorzko stwierdza właściciel jednej z firm zajmujących się rekrutacją. I dodaje: "Pracownicy w większości przypadków mają na uwadze tylko swój interes, co wywołuje spory bałagan na rynku i stres wśród pracodawców".
No naprawdę?! Czy kiedy przez tyle lat pracodawcy wykorzystywali swoją uprzywilejowaną pozycję na rynku, dyktując śmieciowe zatrudnienie za śmieciowe pensje, kiedy łamali kolejne prawa pracownicze i krzyczeli, że jak się nie podoba, to droga wolna, było to etyczne? Czy to był ten wzajemny szacunek, za którym tak tęskno "łowcom głów"? Czy traktowanie pracownika jako zwykłej wkładki mięsnej do biznesu to budowanie atmosfery wzajemnego zaufania? Nie było to egoistycznym działaniem wyłącznie w imię większych zysków? Zestresowani pracodawcy?! Nic głupszego nie słyszałem. Wobec stresów, na które narażeni byli - i nadal są - słabo opłacani pracownicy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ból głowy pracodawców czy zrezygnować z części zysków na rzecz rozwoju firmy, wydaje się fraszką.
I szczerze mówiąc, im więcej takiego biadolenia ze strony środowisk pracodawców będzie się pojawiać, tym wyraźniejszy będzie to znak, że Polska jako kraj normalnieje. Że żegna się w końcu z przekonaniem, że darwinizm społeczny i realizacja interesów wąskiej grupki społecznej to budowanie najlepszego z możliwych światów.