Zachód Putina mocno rozpuścił, prezentując dotąd miękkość wobec Moskwy. Weźmy choćby niedawne odgrażanie się sekretarza stanu, że azyl polityczny w Rosji dla byłego szpiega z NSA Edwarda Snowdena spotka się z "konsekwencjami" ze strony Stanów Zjednoczonych. Na słowach się jednak skończyło. Putin liczy na to, że będzie tak dalej. I wcale nie musi się przeliczyć.
Zobacz: Przemysław Żurawski vel Grajewski: Niemcy sugerują nagradzanie Rosji i Putina za agresję
W londyńskim City rosyjscy oligarchowie robią bowiem swoje interesy i zostawiają tam mnóstwo pieniędzy. Francuzi handlują ostatnio z Rosją technologiami wojskowymi. Z kolei Niemcy ślą na Wschód różne luksusowe dobra - od samochodów po wysokie technologie.
Całość eksportu Unii Europejskiej do Rosji tylko w pierwszych dziewięciu miesiącach 2013 roku była warta nieco ponad 90 mld dolarów. To ogromne pieniądze, których wiele krajów w Unii, nadal borykającej się ze stagnacją gospodarczą, nie będą chciały stracić, wprowadzając ostre środki przeciwko Putinowi za jego politykę wobec Ukrainy. Rosyjski przywódca to wie, więc może sobie pozwolić na stwierdzenie, że sankcje wobec jego kraju uderzą przede wszystkim w tych, którzy je wprowadzą.
To znacząco studzi zapał Europy do działania. Co jak co, ale pieniądze na Zachodzie umieją liczyć, więc podczas gdy Rosja udaje, że nie interweniuje na Krymie, Europa udaje, że nie dostrzega, że Krym został zdobyty przez rosyjską armię.
Podobnie jest z prezydentem Obamą, który nie potrafi tupnąć nogą i powiedzieć wyraźnie, że Rosja, delikatnie mówiąc, kłamie w żywe oczy w sprawie Krymu. Co prawda mówi nieco ostrzej niż Europa, ale i w jego przypadku wymownych czynów brak.
Obamę co prawda nie martwią sprawy ekonomiczne, bo wymiana handlowa z Rosją nie jest dla USA tak znacząca jak dla Europy, niemniej Waszyngton ma problem z programem nuklearnym Iranu i wojną domową w Syrii. W rozwiązaniu tych kwestii Rosja odgrywa niebagatelną rolę i Obama boi się, że Putin może zupełnie storpedować jego wysiłki dla rozwiązania tych spraw.
Przeczytaj:
Zachód ma więc aż za dużo dobrych powodów, żeby zostawić Ukrainę na łaskę i niełaskę putinowskiej Rosji, i jestem w zasadzie pewien, że w jego bilansach zysków i strat konfrontacji z Moskwą odegrają one kluczową rolę. Chciałbym się jednak bardzo zdziwić i zobaczyć Zachód, który doraźne interesy poświęca w imię obrony wartości, które wyznaje. Choć ten jeden raz.