Na swoich błędach PiS sporo się jednak nauczył. Osiem lat w opozycji przyniosło sporo otrzeźwienia w jego szeregach. Przede wszystkim rządząca dziś partia zrozumiała choć trochę świat, w którym funkcjonuje, i od początku swoich rządów dzielnie dokonuje przewrotu kopernikańskiego w dziedzinie polityki społecznej - największej bolączki III RP i największego hamulcowego postępu. Choć wiele w tym ułomności i niekonsekwencji, PiS zmienia jednak wektory myślenia o roli państwa w rozwoju społecznym i gospodarczym. Całkiem nieźle zrozumiał lekcje płynące z kryzysu finansowego z 2008 r. i jego konsekwencji, dostrzegając w polityce społecznej impuls wzrostu. Chociaż w tym obszarze PiS brakuje spójności wizji, to jednak zmianę myślenia należy pochwalić. Zresztą z tym rządy PiS się głównie ludziom kojarzą i te skojarzenia pozytywnie dla PiS odbijają się w sondażach, w których deklasuje on polityczną konkurencję.
Byłoby dobrze, gdyby IV RP bis tym się głównie zajmowała, ale fobie i namiętności PiS, które dają o sobie znać od 2005 roku, na to nie pozwalają. Partia Jarosława Kaczyńskiego w wielu obszarach działa w rewolucyjnym szale destrukcji. Gdybyż to chociaż była twórcza destrukcja - wieczny motor postępu, który stare skostniałe struktury zastępuje nowymi, sprawniejszymi. Ale nie. PiS tego nie potrafi. Zamach na trójpodział władzy czy oplecenie każdego obszaru państwa pajęczyną partyjnych klik i koterii, zamiast do naprawy, prowadzą do zwykłego chaosu. I do tego te kadrowe katastrofy w rządzie, gdzie na ważne odcinki rzucono zwykłe miernoty, które, dzięki przyznanym im kompetencjom, zachowują się jak małpy z brzytwą. Z tej mąki chleba nie będzie.
IV RP bis może i jest pisizmem z ludzką twarzą, ale ta ludzka twarz nie sprawi, że wpisane w ten projekt ułomności nagle znikną. Pisowska sanacja ma duże szanse, by powtórzyć los piłsudczykowskich sanatorów z międzywojnia - od pięknej idei do zwykłej degrengolady. W tym sensie IV RP to nie zamordyzm, ale zwykłe partactwo.