W połowie maja portal Politico ogłosił ranking najbardziej ekologicznych państw Unii Europejskiej. Co było do przewidzenia, Polski próżno szukać w awangardzie ochrony środowiska. Oprócz jednej dziedziny – okazało się bowiem, że jesteśmy w unijnej czołówce przetwarzania odpadów. Kilka dni później masowo zaczęły płonąć wysypiska śmieci. I tylko pozornie jedno nie ma z drugim nic wspólnego.
Według informacji mediów, tylko w tym roku w Polsce doszło do 62 pożarów składowisk odpadów, co trudno uznać za przypadek. Pojawiają się sugestie, że to celowe działanie, żeby zrobić miejsce pod kolejne partie śmieci, importowanych z Zachodu. W najgłośniejszym pożarze w Zgierzu płonęły odpady przywiezione z Niemiec, Szwajcarii i Włoch. Coraz większa ich fala płynie do Polski od momentu, gdy importu śmieci zakazały Chiny, do których Europa ochoczo je wysyłała. Firmy działające w Polsce zwietrzyły ogromny biznes: tona sprowadzonych odpadków to nawet 300 zł. Zyski idą więc w miliony, a żądza zysku prowadzi do tego, że oprócz legalnych składowisk, pojawią się też te nielegalne. Jednym słowem Polska z montowni świata, staje się tego świata wysypiskiem.
Okazuje się, że aby stać się śmieciowym krezusem nie trzeba szczególnej finezji biznesowej. Jak opisuje to portal TVN24, wystarczy założyć firmę zajmująca się przetwarzaniem odpadów. Oczywiście, to droga inwestycja, ale koszty można ograniczyć do minimum. Co prawda jesteśmy zobowiązani do wybudowania całej infrastruktury recyklingowej, ale zawsze można wytłumaczyć, że zanim ona powstanie, trzeba mieć materiał, który będziemy odzyskiwać. Na składowiska trafiają więc tysiące ton śmieci, które w papierach podlegają recyklingowi. W praktyce jednak nadal leżą na wysypisku, a firma znika jak kamfora. Z ogromnymi pieniędzmi. Lokalne władze zostają natomiast z ekologiczną bombą na głowie. Prawda, że proste? Prywatyzacja zysku i uspołecznienie strat w wersji dla opornych. A wszystko dużo mniej niebezpieczne niż przemyt papierosów, alkoholu czy narkotyków! Śmierdzący biznes, ale czysty zysk.
Złe prawo o gospodarowaniu odpadami nie przyniosło równie złych skutków dopiero dziś. Ogromne przekręty wykorzystujące jego luki towarzyszą rynkowi śmieci od dobrych kilku lat. O mafii śmieciowej pisał m.in. dziennikarz śledczy Bertold Kittel, który pokazał patologie obrotu szkłem. Mówił wtedy, że nawet 60 proc. rynku to szara strefa, a przetwarzanie odpadów to fikcja. Podlegające recyklingowi szkło zamiast do hut, wędrowało na nielegalne wysypiska śmieci. „Tymczasem w fakturach, które trafiają do obiegu polskich urzędów i Głównego Urzędu Statystycznego, Polska przetapia dwa razy więcej szkła niż mogą to zrobić wszystkie huty w naszym kraju. Absurd! I wszyscy na tym korzystają, bo Ministerstwo Środowiska wysyła taki raport do Unii Europejskiej. Wychodzimy na superekologiczny kraj. A to fikcja, bo firmy, a nawet spółki giełdowe, które inwestują w przetwarzanie stłuczki szklanej, nie mają czego przetwarzać - nikt nie zbiera szkła. Ono trafia na dzikie wysypiska” - mówił Kittel w jednym z wywiadów wokół swojej książki „System. Jak mafia zarabia na śmieciach”.
Na składowiska trafiają więc tysiące ton śmieci, które w papierach podlegają recyklingowi. W praktyce jednak nadal leżą na wysypisku, a firma znika jak kamfora. Z ogromnymi pieniędzmi. Lokalne władze zostają natomiast z ekologiczną bombą na głowie. Prawda, że proste? Prywatyzacja zysku i uspołecznienie strat w wersji dla opornych.
O patologiach mówili też przedstawiciele branży. Szczególnie głośno Wojciech Byśkiniewicz, właściciel firmy Byś. „To wygląda tak: przyjeżdża do mnie wójt, ogląda nasz zakład i pyta, ile chcę od jednego mieszkańca za odbiór śmieci. Mówię, że minimum 15 zł. - Ile?!! - krzyczy. - Ja mogę dać panu 5 zł. - Ale ja więcej zapłacę za wywóz na wysypisko” - opowiadał kilka lat temu „Gazecie Wyborczej”. I dodawał: „Wystarczy popatrzeć na statystyki. Jeszcze w 2010 roku składowiska odbierały o 30 proc. więcej śmieci niż w 2012. To gdzie się one podziały? Przecież Polacy wcale mniej nie śmiecą. Te liczby pokazują skalę patologii, jaka jest w tym interesie. Śmieci znikają ze statystyk, ale nie z naszych domów i zakładów. Firmy nie pokazują ich w swoich statystykach, bo śmieci są zakopywane nocami na żwirowiskach, pustych polach, lasach”.
Jednym słowem, nikt tu prochu nie wymyślił. Problemy z gospodarką odpadami mamy od dawna i od dawna państwo z nieuczciwymi przedsiębiorcami, a czasami wręcz mafiozami przegrywa z kretesem. Choć więc w międzynarodowych rankingach prezentujemy się jako kraj, który świetnie radzi sobie z budowaniem gospodarki o obiegu zamkniętym, czyli ponownie wykorzystującej odpady, to w praktyce jesteśmy prawdziwym eldorado dla śmieciowych przestępców. Ci nie tylko bezczelnie łamią prawo, ale też bezkarnie trują środowisko. Płonące w całej Polsce wysypiska tylko potwierdzają, jak dobrą podpałką jest tektura, z której zbudowane jest nasze państwo.