Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak o unijnych sankcjach na Rosję: Europa unika hańby Monachium

2014-07-29 23:48

Lepiej późno, niż wcale. Unia Europejska wreszcie wprowadza sankcje wobec Rosji za jej wojnę przeciwko Ukrainie. I nie są to, jak dotychczas, zakazy wjazdu dla nic nieznaczących zauszników Putina, ale solidny cios w miękkie podbrzusze rosyjskiej gospodarki.

Odcięcie banków z kapitałem państwowym od europejskich rynków finansowych, embargo na broń (z pewnymi istotnymi zastrzeżeniami), nowoczesne technologie mogące służyć rosyjskiemu przemysłowi zbrojeniowemu, i wreszcie technologie wydobycia ropy - to wszystko ustalili dziś ambasadorowie państw UE. Według unijnych obliczeń w ciągu najbliższych dwóch lat te sankcje mają kosztować Rosję nawet 100 mld euro i spadek PKB o 4,8 pkt. To będzie musiało zaboleć.

Jedyne, czego można żałować to, fakt, że Unia wprowadza dotkliwe sankcje dopiero teraz. Do tej pory było raczej mizernie. Zakazy wjazdu dla "osób i firm odpowiedzialnych" za aneksję Krymu czy pełzającą wojnę na wschodzie Ukrainy na nikim w Moskwie nie robiły wrażenia. Tzw. sankcje sektorowe powinny być wprowadzone już po tym, jak Rosja bez mrugnięcia okiem wtargnęła na Krym i włączyła półwysep w skład swojego terytorium. Ówczesna słaba reakcja Zachodu i ciche przyzwolenie na podbój podszyte wiarą zachodnich przywódców, że to nasyci apetyt Putina, doprowadziły do rozpętania konfliktu zbrojnego na wschodzie Ukrainy.

O ile jednak podważenie międzynarodowych umów i traktatów, a także bezczelne zakwestionowanie światowego porządku, który wyłonił się po zimnej wojnie, nie mogły zmusić przywódców Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii do twardego postawienia się Putinowi, o tyle zrobiło to wydarzenie dużo mniej istotne z punktu widzenia geopolityki, ale za to mające znacznie większy potencjał emocjonalny - zestrzelenie pasażerskiego boeinga przez rosyjskich najemników. Presja opinii publicznej, zbulwersowanej tą tragedią, zdaje się, zmusiła Berlin, Paryż i Londyn, a wraz z nimi innej stolice UE do zmiany swojej optyki.

Za wcześnie jeszcze na otwieranie szampana, ale cieszy, że Zachód zaczyna używać odpowiednich instrumentów wobec bezprecedensowej zuchwałości Putina. Jeszcze bardziej cieszy, że udało się wypracować wspólne stanowisko całej Unii, które nie jest, jak się można było obawiać, zgniłym kompromisem. UE pokazała, że mimo wysiłków Kremla, by prośbą i groźbą skłócić kraje członkowskie, mówi w sprawie Ukrainy jednym głosem. To dla Putina cios równie bolesny jak same sankcje. Cieszy w końcu, że Zachód, przynajmniej na razie, nie popełnia tego samego błędu, co w Monachium w 1938 roku - za złudną nadzieję na pokój nie sprzedaje dziś Ukrainy Rosji, jak wtedy sprzedał Czechosłowację hitlerowskim Niemcom.