Na tym szczeblu polityki nikt już nawet nie udaje, że ma coś wyborcom do zaproponowania. Nikt się nawet nie sili, żeby merytorycznie rozmawiać o tym, jak widzi lokalną władzę. Liderzy największych partii, którzy pielgrzymują po Polsce, samorząd traktują jako przepustkę do rządzenia w krajowej polityce, więc debaty o ważkich sprawach z nim związanych nie ma żadnej. A przecież na poziomie samorządowym zmienia się wiele obszarów polityki państwa. I najczęściej zmienia się na gorsze.
Pierwszy lepszy przykład – edukacja, której finansowanie pochłania większą część budżetów samorządowych i lokalni włodarze, gdyby tylko mogli, najchętniej przedszkoli i szkół by się pozbyli. Wielu nawet z powodzeniem próbuje, na co pozwala im prawo. Mogą bowiem przekazywać zarządzanie placówkami oświatowymi w ręce prywatnych podmiotów, i to bez żadnych przetargów. Wszystko odbywa się wedle uznania, a efekt tego taki, że jeden z ostatnich obszarów zarządzanych przez państwo się komercjalizuje. A przede wszystkim odbywa się to bez zbędnego szumu. Kiedy gmina Hanna na Lubelszczyźnie pozbyła się wszystkich szkół, wielkiego larum nie było. A powinno być.
Zobacz: Tomasz Walczak: Ewa Kopacz karmi się wręcz słabością swoich ludzi!
Oświatą zaczyna bowiem rządzić logika rynkowa. Nie ma nauki, są usługi edukacyjne. Nie ma uczniów, ale klienci. I jak w każdym biznesie, im ich więcej, tym placówka ma większy zysk. To rozpoczyna rywalizację między szkołami o tych klientów. Wyznacznikiem sukcesu są oczywiście osiągnięcia dzieci i młodzieży – która szkoła uzyskuje lepsze wyniki w kolejnych testach, ta ma więcej chętnych. W szkołach zaczyna się więc pełzająca segregacja społeczna – stawiamy na uczniów lepszych, najczęściej z bogatszych rodzin, które stać choćby na korepetycje. Tych z biedniejszych rodzin, uczących się słabiej, spycha się do szkolnych gett – albo innych placówek, albo dzieląc klasy na elitarne i wyrównawcze.
A przecież dawno już udowodniono, że przemieszanie uczniów zdolniejszych i słabszych sprzyja lepszej nauce tych słabszych i wyrównuje w ten sposób ich szanse w dorosłym życiu. W Polsce tego elementu decydenci nie chcą zauważyć i edukacja przestaje spełniać swoją społeczną funkcję. Oczkiem w głowie nie jest dobro uczniów, lecz wynik finansowy placówek oświatowych. Zamiast więc kompromitować się swoimi kampaniami wyborczymi, może by tak kandydaci do samorządów pochylili się nad tą sprawą?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail