Politycy PO i Nowoczesnej prześcigają się w coraz wymyślniejszej narracji o zamordyzmie PiS, w czym dzielnie pomaga marszałek Kuchciński, zmieniając Sejm w warowną twierdzę, do której wstępu nie mają dziennikarze ani obywatele i z której protestujący nie mogą wyjść nawet na krótki spacer.
Taki obrót spraw wydaje się na rękę rządzącym. Odwraca uwagę od niewygodnej dla nich istoty protestu, spychając samych protestujących do roli statystów w tym politycznym teatrze, i zmienia dyskusję o problemach i wykluczeniu osób niepełnosprawnych w kolejną jałową przepychankę między PiS i PO. Jest też jednak wygodny dla liberalnej opozycji, która w "wolnościowym" dyskursie czuje się znacznie pewniej niż na polu polityki społecznej, o której nie potrafi mówić i w której - na własne zresztą życzenie - wyraźnie brakuje jej wiarygodności.
I ta teatralizacja nabierze tylko tempa. Marta Lempart, niegdyś związana z KOD, a teraz z Ogólnopolskim Marszem Kobiet, rzuciła hasło, żeby do Sejmu ściągać kolejne znane osoby, za którymi przyjdą media, a "obrazki PiS-bezprawia pójdą w świat". Zaproponowała, żeby ściągnąć Lecha Wałęsę. Ten zapowiada swoją wizytę u protestujących w poniedziałek. Już słyszę opozycję, która pieje z zachwytu, że "symbol wolności" znów staje na barykadach wojny z dyktaturą. Już słyszę polityków PiS i ich medialnych akolitów, którzy dostrzegą w tym walkę "trzeciego pokolenia UB z trzecim pokoleniem AK" (sic!). Jednym słowem szykuje się kompletny cyrk, który nie pomoże protestującym, a może ich sprawie tylko zaszkodzić. Lech Wałęsa to postać na tyle polaryzująca opinię publiczną, że zamiast stać się atutem, będzie tylko obciążeniem. Ktoś, kto dobrze życzy osobom niepełnosprawnym i popiera ich postulaty, powinien o tym doskonale wiedzieć. Sprowadzanie ich protestu do fałszywej dla wielu nuty wolnościowej służy tylko PiS i PO. Tym, którzy walczą o własną godność, w niczym nie pomoże.