Tomasz Walczak: Michalczewski z innej planety

2014-09-22 23:15

Człowiek uprawiający kipiący testosteronem sport, utożsamiany z aboslutną męskością nagle broni gejów? Słuchając prostackich enuncjacji Tomasza Adamka i Artura Szpilki na temat homoseksualizmu, można było pomyśleć, że boks w Polsce jest impregnowany na tolerancję wobec odmienności. A tu niespodzianka - głos zabiera Dariusz Michalczewski.

Zaczęło się od występu na konferencji "Ramię w ramię po równość - LGBT i przyjaciele", gdzie retorycznie pytał: "A niby czemu dwaj kochający się mężczyźni czy dwie kochające się kobiety mają być gorsi?". Potem była reakcja znanego ze skrajnie prawicowych poglądów właściciela kilku marek piw, który podzielił się ze światem taką oto refleksją [pisownia oryginalna]: "Boks podobno szkodzi i to jest niepodważalny dowód na to. wiem, że to już niemożliwe, ale życzę ci dariuszu Mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!". Co na to Tiger?

Zadziwiająco spokojnie odparł, że nie zamierza dyskutować z takimi prostackimi zaczepkami oraz podkreślał, że nie rozumie, dlaczego ma patrzeć na kogoś inaczej tylko dlatego, że ten ktoś jest osobą homoseksualną. Niecodzienne stawianie sprawy jak na boksera. Bo gdyby jeszcze powiedział to zniewieściały tenista czy wymuskany siatkarz to jeszcze jakoś by przeszło. W końcu w opinii wielu, którym testosteron wylewa się uszami, to nie są sporty dla prawdziwych mężczyzn. Ale twardziel wielokrotnie w ringu łojący skórkę swoim przeciwnikom z kręcącymi się wokół pięknymi kobietami? Idol setek tysięcy wielbicieli tęgiego lania, skąpanego w krwi i pocie? Przecież to niemożliwe!

A jednak. Tyle, że Dariusz Michalczewski od dawna jest już tam, gdzie wielu ludzi w naszym kraju jeszcze nigdy nie było - w Zachodniej Europie, w której homoseksualizm nie jest traktowany jako choroba czy zboczenie podszyte pedofilią, za które odpowiada jakaś mętna "'ideologia gender". Tam jest po prostu jedną z wielu akceptowalnych i nikogo nie dziwiących form bycia sobą. Można zżymać się, że to takiej zepsutej i dekadenckiej Europy nie chcemy w Polsce. Ale to kierunek, z którego nie można zawrócić. Zmiany obyczajowe są nie do zatrzymania. No chyba, że wprowadza się rządy w stylu Władimira Putina, których fundamentem jest m.in skrajny konserwatyzm i rozwiązywanie problemów za pomocą szukania wrogów wewnętrznych w osobach gejów i lesbijek. Czy taka Polska nam się marzy?