Bo nie można powiedzieć, że PiS ponosi porażki na każdym kroku. Coś się jednak zmienia na lepsze. Choćby w chwalonej często przeze mnie polityce społecznej. Nawet jeśli rządzący zadowalają się półśrodkami, to i tak zrobili na tym polu więcej niż niejedna ekipa przed nimi (włącznie z ich własnym rządem z lat 2005-07). A na pewno trzeba im oddać, że odczarowali tę naznaczoną myśleniem lat 90. dziedzinę działalności państwa.
Na innych polach PiS potrafi jednak utrwalać to, co złe, a nawet twórczo to rozwijać. Obsadzanie spółek Skarbu Państwa przez kolegów i rodziny działaczy? Proszę bardzo, w rok PiS doszusował do degrengolady, którą znaliśmy ze schyłkowych czasów poprzedników. Od roku jesteśmy też świadkami wyniszczającego sporu o Trybunał Konstytucyjny, dewastującego porządek prawny i zaufanie do instytucji państwa.
Oświata? Minister Zalewska z błogosławieństwem pani premier szykuje nam nieunikniony chaos i zniszczenie, forsując fatalnie pod każdym względem zaplanowaną reformę edukacji. Gospodarka? Swoją paranoją z jednej i niefrasobliwością z drugiej strony rząd sprawił, że środki unijne, które w dużej mierze odpowiadają za inwestycje i rozwój Polski, nie są wydawane, więc zamiast się rozwijać, polska gospodarka wyhamowuje. Co więcej, rząd zgodził się na umowę o wolnym handlu z Kanadą (CETA), która nie tylko zaszkodzi naszym firmom, ale będzie też realnym zagrożeniem dla naszej suwerenności.
Do tego dochodzi fatalna polityka zagraniczna, która skonfliktowała nas z największymi państwami unijnymi, postawiła na widmowe sojusze z krajami "międzymorza", z którymi poza sąsiedztwem niewiele nas obecnie łączy, a w polityce wschodniej zamiast realizmu mamy uleganie szkodliwym endeckim fantazmatom. Jakby tego było mało, minister Waszczykowski miał zatrudnić w charakterze swojego zastępcy amerykańskiego szpiega.
Oczywiście, rządzący powiedzą Państwu, że to wszystko dowód na to, iż Polska wstaje z kolan. Ewentualne błędy i wypaczenia to zaś efekt twórczej destrukcji - na bazie starego rodzi się nowy porządek, co zawsze musi trochę boleć. Złośliwie można zauważyć, że taka kuracja przypomina kambo - zyskujący na popularności szamański rytuał, w którym zatruwa się organizm jadem egzotycznej żaby. Zwolennicy tej metody przyznają, że co prawda człowiek reaguje na to wymiotami i biegunką, ale potem czuje się już tylko niespożytą energię. Tyle że, jak przekonała się pewna mieszkanka Grodziska Mazowieckiego, można też od tego umrzeć w straszliwych męczarniach. Oby naprawiacze z PiS nie zafundowali nam tego samego.