Tegoroczne wybory prezydenckie pokazały, że brak skromności i pokory potrafi zaszkodzić politykowi bardziej niż cały czarny PR politycznych adwersarzy. Niepewna przyszłość byłego już marszałka Sejmu może dostarczyć nam kolejnego na to dowodu. Z obozu Platformy coraz częściej słychać, że Sikorski jest dla partii większym obciążeniem niż atutem. I że warto go jakoś po cichu wyciąć. Wszystko przez wybujałe ego, zamiłowanie do luksusu i wielkopańskich zachowań. Te, dzięki aferze taśmowej, poznała opinia publiczna, a nie tylko politycy i dziennikarze, którzy mieli okazję się o tych cechach jego charakteru przekonać. Nadarza się więc okazja, żeby ostatecznie pozbyć się polityka nielubianego nawet przez partyjnych kolegów.
Słuchając setek anegdot o Sikorskim, trudno się tej niechęci ludzi z PO dziwić. Ileż razy pokazywał im swoją wyższość i pogardę? Ileż razy zachowywał się jak rozkapryszona gwiazda popkultury? Jakżeż wściekła się na niego opinia publiczna, kiedy do końca walczył, by nie płacić za kolację z Jackiem Rostowskim, którą nagrali kelnerzy! Ostatecznie zgodził się tylko oddać za trunki, bo posiłek był podobno służbowy. Takiej bufonady nikt nie lubi. Szczególnie w wykonaniu polityków.
Co się z nim porobiło? Wygląda na to, że Sikorski stał się ofiarą awansu społecznego. W zbyt krótkim czasie chłopak z bydgoskiego blokowiska czasów schyłkowej komuny trafił do kręgów młodzieży arystokratycznej na Oxfordzie. Zbyt szybko zapomniał, skąd pochodzi i przez życie szedł, jakby był potomkiem tego Sikorskiego. Na to zresztą złapali się jego koledzy z Oxfordu, a on przez grzeczność nie zaprzeczał (swego czasu opisywaliśmy to w "Super Expressie"). Ta fałszywa legenda, snobowanie się na ziemiańskie maniery i pogarda dla motłochu (a dla niego to chyba każdy, kto nie legitymuje się błękitną krwią) sprawiły, że zniechęcał do siebie ludzi, a przez to nie potrafił stworzyć w PO swojego środowiska. Dziś, kiedy Sikorski kojarzy się wyborcom z rozpasaniem władzy, w Platformie nikt za nim nie będzie płakał, jeśli odejdzie z polityki. Na własne zresztą życzenie. Miał wszystko, żeby zostać wybitnym politykiem, ale marny charakter okazał się zbyt dużym obciążeniem.
Sonda: Który polityk nie zasłużył na wakacje?