Zwykło się mówić, że arogancja władzy i zachłyśnięcie się nią jest najprostszą receptą na polityczną klęskę. Pod hasłami walki z pychą rządzących Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim, a PiS z Platformą. Ta prawidłowość w przypadku partii Jarosława Kaczyńskiego wydaje się nie działać. Rewolucja kadrowa w instytucjach państwa i kroczące za nią nepotyzm i kumoterstwo nie wstrząsnęły opinią publiczną na tyle, żeby wpłynęło to na poparcie dla PiS. Astronomiczne nagrody przyznawane członkom rządu i ich zapleczu politycznemu czy 19 mln zł roztrwonione w MON za pomocą kart służbowych też nie wydają się robić większego wrażenia.
Wydawałoby się, że pierwszy powinien bić na alarm twardy elektorat PiS, który żądał sanacji państwa i walki z rozpasaniem władzy. Kiedy jednak ich wybrańcy dzielnie wchodzą w buty poprzedników, bronią ich z uporem godnym lepszej sprawy. Tę pobłażliwość można wytłumaczyć wyłącznie w kontekście populizmu rządzącej partii. Zgodnie z jedną z popularnych w ostatnim czasie definicji populizm to nie tylko przeciwstawianie narodu czy ludu skorumpowanym elitom, ale też roszczenie do wyłącznego reprezentowania "prawdziwego narodu". Znają to państwo? "Tu jest Polska!", "My stoimy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO", "My jesteśmy Polakami, oni osobami polskojęzycznymi"? To wszystko przykłady z retoryki PiS, według której prawdziwy Polak głosuje na tę partię, a kto nie z nami, ten zaprzaniec. A skoro tak, wszystko, co robi partia, robi w imieniu narodu. Prawe to i sprawiedliwe. Przeprowadzamy czystkę i wsadzamy swoich? Tak, bo przepędzamy komunistów i złodziei, a na ich miejsce przychodzą ci, którzy Polskę mają w sercu. 82 tys. zł premii dla ministra? Czemu nie, skoro to pomaga wstać Polsce z kolan po latach upokorzeń serwowanych nam przez "trzecie pokolenie UB".
Z drugiej strony mamy wielu tych, którzy może i niezbyt komfortowo czują się z degrengoladą rządu, ale przynajmniej - uznają - ci się z nami dzielą. Gdy nam w życiu wiodło się źle, tamci mówili "zmień pracę i weź kredyt", a PiS dał nam 500 plus. W Platformie irytowało, że sami żyli po pańsku, a reszcie Polaków kazali znosić biedę. PiS transferami pieniężnymi niejednej rodzinie przywrócił godność, zyskując tolerancję dla własnego żerowania na kasie państwa. Bo jeśli ludzi denerwują bajońskie sumy, którymi obdarza się władza, to dlatego że czują ogromny dysonans między swoją sytuacją życiową a politycznym la dolce vita. Dzięki PiS to poczucie przepaści między ludem a elitami udało się zniwelować. Dlatego wiele wody jeszcze w Wiśle upłynie, zanim pisowskie zepsucie zacznie wkurzać na tyle, że wyborcy wyślą Kaczyńskiego i spółkę do opozycyjnych ław.