Walka PiS z in vitro to jedna z tych spraw, którą politycy tej partii składają na ołtarzu swojego najbardziej radykalnego elektoratu. Ale cokolwiek by fundamentaliści z PiS mówili, in vitro to najskuteczniejsza i dla wielu par jedyna szansa na posiadanie upragnionych dzieci. Bez pomocy państwa w finansowaniu tych zabiegów wielu z marzeniem o rodzicielstwie będzie musiało się po prostu pożegnać. In vitro przeprowadzone w prywatnych kliniakach (tego nikt nie zabrania) to bowiem luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić.
Chęć posiadania dzieci nie jest jakąś fanaberią, która powinna być ograniczona cenzusem majątkowym - to naturalny instynkt bardzo wielu ludzi, ale za chwilę znów będzie dostępna tylko dla tych, których stać na kosztowne, często powtarzane wielokrotnie zabiegi. Skoro współczesna medycyna jest w stanie pomóc wielu bezpłodnym parom, państwo powinno, także finansowo, ułatwiać, a nie utrudniać dostęp do skutecznych metod. Wykluczanie biedniejszych obywateli z szansy na posiadanie dzieci w imię kłaniania się garstce najbardziej nieprzejednanych fundamentalistów religijnych to zwykła podłość. Oczywiście głosujących za ustawą posłów i opiniotwórcze kadry wspierające radykalny kurs obyczajowy PiS stać na in vitro i w obliczu dramatu bezpłodności chętnie z niego korzystają, choć się tym publicznie nie chwalą.
Beneficjenci niezasłużonych przywilejów podatkowych dla najbogatszych artystów i twórców idą w tysiące. Par słusznie walczących z bezpłodnością jest w Polsce ok. 1,5 mln. Komu powinno pomóc państwo? Odpowiedź na to pytanie pozostawię Państwu.
ZOBACZ: Kim jest córka posła Piotrowicza, Barbara Piotrowicz?
PRZECZYTAJ: Gajewska chciała popisać się wiedzą, skończyło się kompromitującą WTOPĄ!
POLECAMY: Którym Świeżakiem jesteś? [QUIZ]