Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Dlaczego nie pieję z zachwytu nad gestem Zbigniewa Ziobro

2016-06-07 18:37

Każdy szanujący się człowiek z wyższych sfer lubi pokazać się jako hojny darczyńca. Iluż to milionerów ma swoje fundacje, które pomagają tym, którym w życiu nie powiodło się tak jak im. Do tego grona dołączył Zbigniew Ziobro, który przekazał przysługujące mu z programu 500+ pieniądze na rzecz niepełnosprawnego dziecka. Piękny gest, powiedzą Państwo. A i owszem. Ale czy w Polsce naprawdę musimy liczyć na uznaniową jałmużnę tych, których na nią stać?

Działalność charytatywna to może i szlachetna sprawa, ale nie może być ona substytutem państwa, a niestety coraz częściej tak jest. We współczesnym zglobalizowanym kapitalizmie wędrówka kapitału i coraz bardziej wysublimowane metody unikania podatków sprawiają, że państwa mają coraz mniej pieniędzy w swoich budżetach, by wywiązywać się z podstawowych zobowiązań wobec obywateli. Do tego, zgodnie z logiką neoliberalizmu, państwo przyznaje znaczne upusty podatkowe najbogatszym, wierząc naiwnie, że im więcej zostawimy bogatszym, tym lepiej będzie nam się wszystkim wiodło.

Ten mit został już dawno obalony, ale tak mocno zakorzenił się w świadomości, że w takiej Polsce jakiekolwiek próby podnoszenia podatków dla osób majętnych napotykają straszliwy opór. Nie tylko samych zainteresowanych, ale też ludzi, którzy nigdy nie będą musieli płacić wysokich podatków, bo nigdy nie będą tyle zarabiać, by załapać się na wyższy próg podatkowy. „Socjalizm nigdy nie zapuścił w Ameryce korzeni, bo biedni w tym kraju nie uważają się za wyzyskiwany proletariat, tylko za milionerów w przejściowych tarapatach” - napisał kiedyś John Steinbeck i jakby miał na myśli współczesną Polskę.

Tymczasem wprowadzenie progresywnych podatków dochodowych, czyli uzależnionych od dochodów, mógłby znacząco zwiększyć stan państwowej kasy. Bogaci, którzy działalnością charytatywną usprawiedliwiają swój status majątkowy i przyznane im przez państwo ulgi, więcej dobrego by zrobili, gdyby w końcu zaczęli płacić – tak jak w większości cywilizowanych krajów świata – odpowiednie podatki od swoich fortun. Ich pojedyncze gesty wobec ludzi w potrzebie można by wtedy zamienić w spójną politykę państwa. Bo przecież nie dla każdego niepełnosprawnego dziecka, nie każdego potrzebującego znajdzie się hojny sponsor. Akcyjność zamieńmy w końcu w długofalowe działania społeczne. Zamiast państwa korporacyjnego dobrobytu, którego beneficjentami są wyłącznie wąska grupka ludzi majętnych, budujmy państwo dobrobytu, które opieką otacza wszystkich tej opieki wymagających.