Stworzyliśmy Polskę, która nie bierze pod uwagę interesów swoich obywateli, a na pewno nie tej części, która wsparcia państwa wymaga. Czyli szczególnie osób najbiedniejszych.
Kolejnego dowodu na to dostarczył wczoraj Trybunał Konstytucyjny, uznając za niezgodne z ustawą zasadniczą przepisy, które nie korygują kwoty wolnej od podatku. Rzecznik praw obywatelskich, który wniósł w tej sprawie skargę do TK, zwrócił uwagę, że kwota ta jest zbyt niska i osoby najuboższe przez nadmierne opodatkowanie nie są w stanie zapewnić sobie minimum egzystencji. Oczywiście Ministerstwo Finansów się z tym nie zgadzało, argumentując, że jak się kwotę wolną od podatku podniesie, to możemy mieć problem z dopięciem budżetu. Zadziwiające, że urzędnicy resortu widzą problem w rozwiązaniach, które pomagają najbiedniejszym, nie dostrzegając przy okazji, że jego polityka premiuje najbogatszych i wielki biznes. W ślad za nim idą komentatorzy i ekonomiści, którzy uważają, że nie stać nas na państwo dobrobytu. Czyli de facto nie stać na to, żeby działać na rzecz obywateli. Stać nas jednak, żeby wspierać wielkie firmy, także międzynarodowe, tworząc coś, co nazywamy dobrobytem korporacyjnym. Dzięki systemowi ulg i subsydiów dla biznesu państwo samo pozbywa się dochodów do budżetu, wierząc, że jak się wesprze firmy, to cała gospodarka na tym zyska. Także pracownicy.
Jak to działa w praktyce? Weźmy choćby tak przez niektórych hołubione specjalne strefy ekonomiczne, gdzie w zamian za ulgi podatkowe, a nawet zawieszenie płacenia podatków, ściąga się firmy, by tworzyły miejsca pracy. Praca, owszem, jest, ale śmieciowa - ludzie zatrudniani są w nich przez agencje pracy, tworząc armię najemnych pracowników o głodowych pensjach, żyjących bez poczucia żadnej stabilizacji (bo i na to prawo pozwala). Dla firm to praktycznie czysty zysk i zero zobowiązań. Państwo, czyli my, nie ma z tego nic.
Niedawno Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował raport, z którego wynika, że wspieranie przez państwo najbogatszych i wielkiego biznesu nic gospodarce nie daje. Najważniejsze jest, by działać na rzecz wzrostu dochodów 20 proc. najbiedniejszych, bo to oni napędzają gospodarkę. Wczorajszy wyrok TK wpisuje się w to myślenie o ekonomii. Miejmy nadzieję, że na Trybunale się ono w Polsce nie skończy.
Zobacz: Profesor Antoni Dudek: Temat Smoleńska na pewno powróci