A przecież już Thomas Mann zauważył, że wszystko jest polityką. Kto uważał na lekcjach WOS, powinien wiedzieć, że każde działanie, które dąży do określenia kształtu życia społecznego, politycznego, uznania tych czy innych wartości za obowiązujące w społeczeństwie, jest polityką. Jasne, że polityka źle się w Polsce kojarzy i kiedy pada to słowo, mamy przed oczami taką Beatę Mazurek z jej nieuczesanymi myślami. Wcale się więc Polakom nie dziwię, że podchodzą do niej z dystansem. Nie ma co się jednak na politykę obrażać, a już na pewno traktować ją jako obelgę. Tym bardziej że "odpolityczniając" życie społeczne, działamy na własną niekorzyść.
Weźmy choćby ekonomię. Od czasów rewolucji neoliberalnej, która dokonała się na przełomie lat 70. i 80., panuje dyktat eksperckości w zarządzaniu gospodarką. Zamiast polityków wybieranych w wyborach powszechnych, na front ekonomiczny rzuca się technokratów bez demokratycznego mandatu. Ci w nosie mają potrzeby obywateli, bo nie poddają się weryfikacji, i w swojej działalności kierują się jedynie wskaźnikami ekonomicznymi. Wszyscy ci szefowie NBP czy KNF, ci wszyscy ministrowie finansów wyciągnięci prosto z katedr ekonomii na renomowanych uczelniach zamiast ludzi widzą słupki. Społeczna odpowiedzialność jest dla nich tak samo obcym terminem jak uczciwość dla skorumpowanego polityka.
Nie łapmy się więc na propagandę PiS i róbmy politykę. Tylko ona bowiem może stać się wyrazicielem interesów różnych grup społecznych. Tylko ona gwarantuje ich realizację. PiS, oczywiście, wzmożenia politycznego Polaków ma prawo się obawiać. Oznacza ono bowiem społeczną mobilizację, baczniejsze przyglądanie się poczynaniom rządzących i domaganie się od nich realizacji swoich postulatów.