Tomasz Walczak komentuje: Biedni umierają młodziej

2014-01-15 3:00

Podobno teoria jest wtedy, kiedy wszystko wiemy, ale nic nie działa. Praktyka natomiast wtedy, kiedy wszystko działa, ale nikt nie wie dlaczego. W Polsce jak to w Polsce - jest na opak. Niby w teorii wszystko działa, ale w praktyce to już nie zawsze. Mamy np. art. 68 Konstytucji RP, w którym zapisano, że "każdy ma prawo do ochrony zdrowia" i "obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych". Tyle teoria naszej ustawy zasadniczej. A jak wygląda rzeczywistość?

W gazecie opisujemy historię pana Kazimierza, który od dwóch lat czeka na operację wszczepienia endoprotezy lewego kolana. Operacja miała się odbyć już wkrótce, ale nagle okazało się, że NFZ zerwał kontrakt z kliniką, która miała się jej podjąć i pan Kazimierz może zostać na lodzie. A wtedy znów ustawi się w kolejce do zabiegu, w której spędzi kolejne kilka lat (kolejki po endoprotezy należą do najdłuższych), albo wyłoży nawet 30 tys. zł i wyleczy się prywatnie. W pierwszym wypadku grozi mu trwała utrata zdrowia, a w drugim wplątanie się w długi do końca życia.

Zobacz też: Tomasz Walczak: Donald Tusk i polityka mesjanistyczna

A przecież takich wypadków jest w Polsce setki, jeśli nie tysiące. Niewydolny, delikatnie mówiąc, system sprawia, że konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia nie jest realizowane. Co więcej, tak działający system zdrowia sprawia, iż tworzą się niedopuszczalne nierówności społeczne. Ci bowiem, których na to stać, mogą nie korzystać z państwowej opieki medycznej i nie narażać na szwank swojego zdrowia czy nawet życia. Ludzie znacznie gorzej sytuowani takiej możliwości nie mają, dlatego częściej zapadają na poważne choroby i umierają znacznie młodziej.

Badania potwierdzają, że rozwarstwienie społeczne (w Polsce stale rośnie) wpływa negatywnie na ogólny stan zdrowia społeczeństwa. To w połączeniu z tak patologiczną opieką medyczną jak nasza jest gotowym scenariuszem na katastrofę społeczną, która już puka do naszych drzwi.