Rząd w ostatnim czasie przyjął strategię przetrwania propagując programowy optymizm. Wie bowiem doskonale, że mówienie o kłopotach tylko pogarsza jego sytuację. Z ust premiera trudno więc ostatnio usłyszeć, że coś w naszym kraju nie gra. Wszystko jest natomiast tip-top i nie dość, że w Polsce kryzys się już skończył, to jeszcze wychodzimy z niego silniejsi. Dzięki perturbacjom gospodarczym tak zresztą okrzepliśmy, że może być już tylko lepiej. Rozsądek Donalda Tuska i jego ekipy w połączeniu z miliardami euro z Brukseli stworzą dynamiczną gospodarkę, która bez kompleksów wejdzie go grona najbogatszych krajów świata. Więcej, jak już wejdziemy do tego elitarnego klubu to nie zamierzamy z niego wychodzi.
Cóż, nie przepadam za porównaniami współczesnej polityki z latami komunizmu, bo to łatwizna, ale kiedy słucham takich buńczucznych zapowiedzi jak ta premiera, skojarzenia same się nasuwają. Podobnym absurdem powiało w 1961 roku na XXII zjeździe KPZR, na którym Nikita Chruszczow obiecywał, że 1980 roku obywatele ZSRR będą już żyli w wymarzonym jeszcze przez starych bolszewików komunizmie. Dziś marzenia o świecie idealnym, uosabianym w Związku Radzieckim ze społeczeństwem bezklasowym, w którym każdy daje od siebie według możliwości, a dostaje według potrzeb, zastąpiła wizja silnych gospodarek i wyścig, kto wyżej uplasuje się w ich rankingu.
Przy wszystkich różnicach, zapowiedź wskoczenia do dwudziestki najsilniejszych z nich niesie w sobie jednak tę samą obietnicę, co budowa komunizmu. To obietnica lepszego świata. To ten sam mesjanizm, który wpisany jest w ideologię komunizmu. A więc Donald Tusk staje się nie tylko czołowym optymistą III RP, ale też czołowym głosicielem dobrej nowiny i najważniejszym jej kapłanem.
Ale wróćmy do rzeczywistości. Owszem, według badań PwC Polskę do 2030 roku czeka dynamiczny rozwój. Polskie PKB ma osiągnąć poziom Korei Południowej czy Kanady. Tyle, że już dwadzieścia lat później nasz dynamizm mocno wyhamuje i z impetem z pierwszej dwudziestki gospodarek świata wylecimy. Tak daleko wzrok premiera już jednak nie sięga. Kiedy jednak poszerzy swoje horyzonty czasowe, nie będzie się oglądał na pesymistów z PwC, skoro są piękniejsze wizje przyszłości. Jak choćby ta George'a Friedmana, że pod koniec XXI wieku Polska będzie światowym mocarstwem. Po co więc zadowalać się pierwszą dwudziestką gospodarek, skoro można rządzić światem. Niemożliwe? Donald Tusk na pewno zna słowa Nelsona Mandeli, że wszystko jest niemożliwe, dopóki nie stanie się faktem i nie raz się jeszcze na afrykańskiego męża stanu powoła.