Tomasz Walczak: A miała być druga Norwegia

2014-07-26 4:00

Mój redakcyjny kolega Mirosław Skowron uwielbia czytać gazetowe zapowiedzi meczów polskiej reprezentacji dzień po spotkaniu. Ma niezły ubaw z tego, jak rzeczywistość brutalnie rozmija się z oczekiwaniami. Ja do dziś pamiętam, jak przed mundialem w Korei Maciej Żurawski mówił coś w stylu: "Nie chcę zapeszać, ale myślimy o medalu". Wszyscy pamiętamy, jak to ostatecznie się skończyło. Z buty polskiego piłkarza ma coś Donald Tusk. W sumie nic dziwnego, bo premier słynie z miłości do futbolu.

Otóż mamy 2011 rok. Ostatnie tygodnie kampanii wyborczej do parlamentu. Tusk ogłasza: "Z umiarkowanym optymizmem można założyć, że eksploatacja komercyjna gazu łupkowego rozpocznie się w 2014 roku". Mijają trzy lata i widać, że nawet umiarkowany optymizm premiera był mocno na wyrost. Ba! Do dziś nie wiadomo, czy my ten gaz w ogóle mamy. A jeśli tak, to w jakich ilościach. A przecież w tym samym czasie ten sam Donald Tusk, a za nim cała Platforma, obiecywali, że zyski z łupków zasilą system emerytalny. Ale ponieważ gazu nadal nie ma, nadal na nim nie zarabiamy, to i emerytury nadal u nas marne i nic nie wskazuje, żeby miało być lepiej. Miała być druga Norwegia, ale póki co skończyło się jak z projektem drugiej Japonii czy drugiej Irlandii.

Zobacz: Tomasz Walczak: Europa znów pokaże swoją słabość

Zapowiadana rewolucja łupkowa się nie dokonała. I jeśli kogoś premier może za to winić, to wyłącznie siebie i swoją ekipę. Odkąd zaczęło się w Polsce mówić o nieprzebranych złożach gazu łupkowego, zwracano uwagę, że trzeba stworzyć prawo, które regulowałoby jego poszukiwanie i ewentualne wydobycie. Przez kilka lat nie udało się tego zrobić. To trochę tak, jakby Lenin rozpętał rewolucję październikową bez "Manifestu komunistycznego". Nasza rewolucja surowcowa dopiero teraz doczekała się swoich ram. I znów, nieco złośliwie, warto powołać się na premiera, który zapowiadał, że uchwalone wczoraj przepisy będą gotowe... do 2013 roku.

Ta opieszałość ma oczywiście swoje konsekwencje. Żadna bowiem licząca się firma nie chciała się w pełni zaangażować w poszukiwanie i eksploatację łupków bez określenia reguł rynku. Efekt tego taki, że z walki o złoża gazu łupkowego wycofało się już kilku liczących się graczy, którzy oferowali swoje doświadczenie i technologie wydobycia gazu ze źródeł niekonwencjonalnych. Ślamazarność legislatorów sprawiła nie tylko, że cały proces poszukiwania łupków się opóźnił, ale wręcz zraziła tych, którzy mogli nam pomóc stać się gazową potęgą. Chwiejność naszego rządu ma więc szansę skończyć się tym, że sny o łupkowej potędze w środku Europy, która będzie rywalizować z Rosją, mogą się nigdy nie ziścić. Tak jak sny polskich piłkarzy o medalu mistrzostw świata.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail