Tomasz Walczak: To idzie młodość, ale co z tego?

2015-02-16 3:00

Politycy i eksperci z troską pochylają się nad zmniejszającą się liczbą Polaków. Skądinąd słusznie - to w końcu jedno z największych wyzwań, przed jakimi stoi nasze państwo. Choć w ostatnim roku urodzeń było minimalnie więcej niż zgonów, nikt się nie łudzi, że dzieci w najbliższych latach będzie rodzić się mniej. Zastępowalność pokoleń jednak niejedno ma imię i nie dotyczy wyłącznie przyrostu naturalnego. Równie boleśnie odczuwa go nasza klasa polityczna.

Polska polityka zaczyna powoli przypominać gerontokrację późnego Breżniewa. Od lat na scenie mamy tych samych, często już umęczonych aktorów, których kariery zaczynały się gdzieś u zarania dziejów III RP. Wielu z nich powoli, acz nieubłaganie zbliża się do wieku emerytalnego, niektórzy już go przekroczyli. To, jak bardzo nie widać dla nich zastępców, pokazuje rozkręcająca się kampania prezydencka.

Wszystkie liczące się partie ze strachu przed popularnością urzędującego prezydenta do wyścigu o fotel prezydenta, wbrew dotychczasowej tradycji, nie wystawiły swoich liderów. Ci zaprawieni w politycznych bojach politycy schowali się za plecami swoich nominantów. A ponieważ wybór był najwidoczniej żaden, sięgali po głębokie rezerwy. W chwili ogłoszenia ich kandydatur osoby te były dla opinii publicznej najczęściej zupełnie anonimowe. Oczywiste, że ich rozpoznawalność rośnie z dnia na dzień, ale jakość nadal pozostawia wiele do życzenia. Największą pracę nad sobą wykonał chyba Andrzej Duda, ale nawet zajęcia z ekspertami ds. wizerunku nie sprawiły, że ten kandydat o charyzmie urzędnika nabrał cech męża stanu. Fatalne wrażenie nadal robi Magdalena Ogórek, która wypowiadając wojnę establishmentowi, bardziej przypomina wściekłą pensjonariuszkę niż rasowego polityka. Na tym tle korzystnie wypada Adam Jarubas, ale to, że składnie mówi, nie czyni z niego automatycznie drugiego Witosa.

Jeśli w wyborach prezydenckich partie muszą stawiać na takich kandydatów, to jak źle musi wyglądać ich sytuacja kadrowa? Jak źle wróży to przyszłości polskiej polityki? Za chwilę z życia publicznego zacznie odchodzić pokolenie Tuska, Komorowskiego, Kaczyńskiego czy Millera. Wiele złego o nich można powiedzieć, ale oni przynajmniej robili wrażenie, że warto za nimi iść. Choć trochę inspirowali albo do działania, albo do cieszenia się małą stabilizacją. Młoda gwardia inspiruje tylko do kpin i w najlepszym razie kojarzy się z drobnym cwaniactwem ? a la Adam Hofman. Parafrazując stary dowcip z czasów ZSRR, można powiedzieć, że my może już normalnej klasy politycznej nie dożyjemy, ale nasze wnuki... Biedne nasze wnuki.

Zobacz: Tomasz Walczak: Polityka prorodzinna w Polsce jest źle zaplanowana