"Super Express": - Magdalena Ogórek ogłosiła, że w sprawie wojny na Ukrainie powinniśmy działać wstrzemięźliwiej i szukać dobrych relacji z Rosją, a nie je zaogniać. Wyznała też, że nie miałaby oporów, żeby zadzwonić do Putina. Jak się panu podoba taka wizja polityki zagranicznej?
Włodzimierz Cimoszewicz: - To jest teza głoszona od dość dawna przez PSL i SLD, a ostatnio także przez PiS. Wyraża albo wąskie interesy grupowe, jak eksport mięsa czy jabłek na rynek rosyjski, albo jest adresowana do ludzi obawiających się konfliktu i naiwnie przekonanych, że siedząc cicho i nie krytykując agresora, jesteśmy bezpieczniejsi. Do tego dochodzą interesy polityczne związane z kampanią wyborczą.
- Czy kandydatka SLD nie wykazuje się naiwnością, twierdząc, że moglibyśmy się z Rosją w obecnych warunkach dogadywać i prowadzić konstruktywny dialog? Wiadomo nie od dzisiaj, że relacje z Moskwą są tak dobre, jak tego chce Moskwa, a nie jak my byśmy sobie tego życzyli.
- Wojna Rosji przeciw Ukrainie to nie jakaś przypadkowa awanturka, ale wyraz zwrotu w polityce Rosji, wynikającego z poczucia siły zbudowanej na ropie i gazie oraz z paranoicznej obawy przed Zachodem, tak jakby tenże Zachód nie miał miliona innych problemów na głowie. W pewnym niemieckim filmie bohater budzi się z ponad 20-letniej śpiączki i nie wie, że nie ma już NRD, że wszystko się zmieniło. Rodzina, obawiając się szoku, odgrywa komedię, udając, że to stare czasy. Można odnieść wrażenie, że przywódcy Rosji zasnęli w czasie zimnej wojny i dopiero teraz się obudzili. To z taką Rosją mamy dziś do czynienia. Co do telefonu do Moskwy - problem nie w tym, żeby zadzwonić, ale w tym, żeby odebrali i mieli ochotę na poważną rozmowę.
- Pani Ogórek powtarza za Leszkiem Millerem, że Polska zamiast być rozjemcą w konflikcie Moskwy z Kijowem, jest stroną konfliktu. Ale czy bycie rozjemcą, szukanie dialogu z Putinem, który dialogu nie uznaje, nie jest też opowiedzeniem się po jednej ze stron? Tej rosyjskiej?
- Nie jesteśmy w stanie odegrać roli rozjemcy. I nie chodzi tu o czyjeś talenty dyplomatyczne lub ich brak. Chodzi o potencjał, znaczenie i chęć wojujących stron. Ani Stany Zjednoczone, ani Wielka Brytania nie zostały dopuszczone przez Rosję do rozmów. Dlaczego mieliby zaakceptować nas, skoro i tak uważają nas za rusofobów? Oni kpią z nas, demonstrują poczucie wyższości, ale w głębi duszy i umysłu zazdroszczą normalności, rozwoju i swobód. Byłem świadkiem rozmów między znaczącymi Rosjanami, w których było to oczywiste.
Zobacz: Tomasz Walczak: Polityka prorodzinna w Polsce jest źle zaplanowana
- Trzeba przypomnieć pani Ogórek i SLD, że polityka rządu, który wspiera Ukrainę, jest postawieniem się po właściwej stronie konfliktu i po właściwej stronie historii?
- Agresja Rosji sprawiła, że mamy do czynienia z sytuacją czarno-białą, a nie szaro-szarą. Jest agresor, czyli Rosja, i jest ofiara, czyli Ukraina. To wszystko dzieje się w naszym sąsiedztwie. Polska jest jedynym krajem graniczącym zarówno z napastnikiem, jak i napadniętym. Nasza reakcja powinna być oczywista. Chodzi zarówno o fundamentalne interesy bezpieczeństwa, jak i poczucie przyzwoitości. Zachowanie wielu polityków europejskich, jak i części polskich, to dowód zawstydzającej krótkowzroczności i oportunizmu.