Kanclerz Merkel pojechała do Kijowa. Będzie przekonywać polityków ukraińskich, żeby ustąpili - przewidywał na naszych łamach prof. Zdzisław Krasnodębski. Wcześniej Merkel przekonała Polskę, żeby ustąpiła - ponoć na żądanie strony rosyjskiej - z uczestnictwa w "rozmowach pokojowych". Skąd taka postawa Merkel? Bo lubi Putina bardziej niż polityków ukraińskich: Poroszenkę czy Jaceniuka. Bardziej też niż naszych: Komorowskiego i Tuska. Nieprzypadkowo najwięcej połączeń telefonicznych od czasu zajęcia przez Rosję Krymu Merkel wykonała właśnie do Putina. Rozmawiali aż 33 razy, podczas gdy w tym samym czasie z Obamą kanclerz Niemiec łączyła się tylko 10 razy. Po jednej z rozmów Merkel zakomunikowała światu, że Putin "utracił kontakt z rzeczywistością". Tłumaczyła tak swojego kumpla ze Wschodu, aby odwrócić uwagę od prawdziwej polityki Moskwy i... Berlina. A to polityka na wskroś pragmatyczna. Więcej, to wspólna polityka rozbiorowa, znana od wieków. Kiedyś polityka ta polegała na eksterminacji. Zawierała się w słynnym złowrogim napisie: "Arbeit macht frei" ("Praca czyni wolnym").
Mało kto wie, że wcześniej wymyślili to Sowieci. Hasło umieszczone na bramie łagrów brzmiało: "Czierez trud k oswobożdieniu" ("Przez pracę do wolności"). Niemcom hasło się spodobało i wypożyczyli je sobie. Bo przed II wojną światową blisko współpracowali z Sowietami. Zarówno przed dojściem Hitlera do władzy, jak i po 1933 roku. To nie tajemnica, że szkolili się na sowieckich poligonach, testowali sowiecki sprzęt. W końcu wszechstronna współpraca doprowadziła do podpisania paktu, znanego od nazwisk ministrów spraw zagranicznych Ribbentropa i Mołotowa. I mało kto wie też, że bez takiego porozumienia ze Stalinem Hitler mógł nie zdecydować się na wojnę. A Rosja potrzebowała Niemiec do IV rozbioru Polski, bo sama była za słaba. Zbyt dobrze pamiętała klęskę pod Warszawą w 1920 roku. Z II wojny Rosja wyszła jako zwycięskie mocarstwo.
Czytaj: Opinie w Super Expressie. Tadeusz Płużański: Podziękujmy kanclerz Merkel
Mocarstwo, do którego wciąż wzdycha Putin, mówiąc: upadek ZSRS to największa katastrofa geopolityczna w historii XX wieku. I Putin stara się teraz ten ZSRS reaktywować. Plan minimum da się streścić w kilku punktach: świat zaakceptuje aneksję Krymu (co faktycznie już się stało). Tzw. separatyści, czyli rosyjscy mordercy, zostaną zaproszeni do rozmów. Świat odda Putinowi wschodnią Ukrainę. Ukraina nigdy nie wejdzie do NATO. To plan oficjalny - ostatnio mówił o nim dla niemieckiego "Spiegla" Fiodor Łukjanow, rosyjski ekspert ds. międzynarodowych. Jeśli Zachód nie zaakceptuje tych "kompromisowych" warunków (czytaj: nie skapituluje przed Putinem), "czeka nas wojna do całkowitego zniszczenia Ukrainy" - ostrzegł wpływowy politolog. Teraz plan maksimum. Putin chce odbudować imperium, czyli ponownie podporządkować Europę Środkową. Jaką rolę w tym planie mają odegrać Niemcy?
Pozwolą Putinowi podbić Ukrainę, a potem Bałtów i Polskę? Gdyby rządził Gerhard Schröder, zapewne pomógłby "kryształowo czystemu demokracie", jak nazywa swojego przyjaciela i pracodawcę Putina. Ale Merkel? Dzisiejsza chrześcijańska demokratka w młodości fascynowała się komunizmem. Przed upadkiem muru berlińskiego zdążyła być zastępcą rzecznika ostatniego rządu NRD - takim wschodnioniemieckim wice-Urbanem. Może już wtedy poznała Putina, który był agentem KGB w Dreźnie? Może już wtedy dużo rozmawiali przez telefon? O czym mogli rozmawiać? O nowym podziale świata?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail