Tadeusz Płużański: Kto chce być okradziony?

2011-03-19 13:00

Reprywatyzacja to sprawiedliwość dziejowa. Jest tańsza niż jej brak, bo wtedy Polska będzie musiała płacić miliardowe odszkodowania - mówił mi kiedyś minister Krzysztof Łaszkiewicz. Przez lata w resorcie skarbu szykował ustawę o zwrocie majątku byłym właścicielom. Dziś jest doradcą prezydenta Komorowskiego i - jak słyszę - ma inne zadania. Czyli ten temat przestał go interesować.

Przez 21 lat czekaliśmy, aż III RP uhonoruje "wyklętych" - żołnierzy antykomunistycznego powstania, którzy jeszcze długo po wojnie walczyli z drugą - sowiecką okupacją Polski. Tyleż samo na formalne uznanie przez Trybunał Konstytucyjny stanu wojennego za bezprawny. A reprywatyzacja? Przecież powojenna nacjonalizacja miała tyle wspólnego z prawem, co PRL z demokracją. To był po prostu zwykły rabunek.

Minister Radek czaruje dziś, że problemu reprywatyzacji w ogóle nie ma, że Polska już dawno uregulowała te kwestie. A ja się pytam - o co chodzi? I sam sobie odpowiadam - III RP nikomu - żadnemu obywatelowi - nie oddała zrabowanego przez komunę majątku. Jako państwo, na drodze ustawy sejmowej. Bo zwrot dotyczył tylko majątku publicznego związków wyznaniowych. Na takie dictum minister Radek zaczyna kręcić, że jeśli jednak znalazłyby się jakieś roszczenia, to byli właściciele mogą ich dochodzić w sądzie. Szef MSZ chyba nie miał nigdy żadnej sprawy...

Przeczytaj koniecznie: Wiktor Świetlik: Zrób sobie sam Jana Tomasza Grossa

Brak reprywatyzacji szczególnie boli w Warszawie, gdzie komuna znacjonalizowała 17 tys. nieruchomości na podstawie specjalnego dekretu Bieruta. I chyba najbardziej skandaliczny przykład - III RP na placu Krasińskich zbudowała gmach sądów - Pałac Sprawiedliwości. Ową sprawiedliwość zbudowała na bezprawiu, czyli na niesprawiedliwości, bo przy całkowitym zignorowaniu roszczeń spadkobierców terenu, m.in. rodziny Karwackich.

I nieważne, czy chodzi o małe działki, kamienice czy wielkie pałace. Nieważne też, czy należały do Polaków, czy Żydów. Wszyscy byli obywatelami II RP, komuna zabierała im, jak leci, a dziś spadkobiercy mają prawo do zagrabionego. No dobrze - powie ktoś - ale jest przecież Przedsiębiorstwo Holocaust. Cóż, oszuści zdarzają się wszędzie, nawet wśród wybranych.

Chyba że ktoś z Czytelników chciałby zostać okradziony? Bo jakby mnie okradli, robiłbym wszystko, niezależnie od okoliczności, aby stratę odzyskać. Ktoś inny zaprotestuje - to dawne sprawy, teraz mamy poważniejsze - drożejący chleb, benzyna. Ale czy da się zbudować normalne, zasobne i sprawiedliwe państwo na kłamstwie i kradzieży? A kto będzie miał gwarancję, że ich dzieci nie będą okradane? Kradzież właściwie trwa cały czas. Bo zamiast reprywatyzacji robi się u nas złodziejską prywatyzację zagrabionego. To oskarżenie pod adresem wszystkich rządzących, którzy przez 21 lat konsekwentnie, z pogwałceniem świętego prawa własności - stwarzali fakty dokonane. Może z wyjątkiem rządu Buzka, który rękami ministra Łaszkiewicza przynajmniej próbował coś z tym fantem zrobić.