Taka metoda może nie jest skuteczniejsza, ale za to wesoła i emocjonująca jak rosyjska ruletka. Czasem się uda, i trafi się nam Norman Davies. Coś tam niekiedy pokręci, ale generalnie z zapałem propaguje naszą historię, świetnie zresztą na tym zarabiając. Jeśli jednak mamy pecha, to za nasze dzieje biorą się Jan Tomasz Gross albo ludzie z niemieckiego Związku Wypędzonych. Wtedy okazuje się, że historia II wojny światowej składa się z dwóch etapów: polskich mordów na Żydach, a potem polskich mordów na Niemcach.
Mamy owszem wielu własnych bardzo pracowitych historyków. Mamy wiele obszernych syntez, elaboratów, zbiorów dokumentów. Problem w tym, że większość książek, a tym bardziej prac naukowych, pisanych przez współczesnych polskich historyków jest tak strawna dla zwykłego czytelnika jak tatar dla wegetarianina. Czy więc nasi chłopcy od przeszłości - poza kilkoma wyjątkami - nie potrafią pisać po ludzku?
Nie wiadomo. Może potrafią, ale większości po prostu nie wypada. Poważny naukowiec może u nas pisać niezrozumiale, bełkotliwie, ale nie lekko, bo wtedy popada w "popularyzatorstwo" lub "publicystykę", co szacowne grono naukowe traktuje podobnie jak niegdyś egzekutywa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej "odchylenie nacjonalistyczne".
"W sferze faktów nie ma w książce Grossa nic nowego" stwierdza Michał Olszewski z "Tygodnika Powszechnego". Bo i nie musi być. Schemat jest wręcz banalny. Rodzimy gryzipiórek latami zbiera informacje, traci wzrok w archiwach, znajduje ostatnich żyjących świadków. Z tego, co uzbiera, tworzy obszerny zbiór dokumentów, któremu towarzyszy sucha i obiektywna analiza. Dzieło to ląduje w archiwum instytutu, w którym gryzipiórek pracuje, a także w Bibliotece Narodowej, bo wypada wysłać tam "egzemplarz obowiązkowy".
Gryzipiórek zarabia grosze, zyskuje doktorat i rzecz bezcenną: uznanie kolegów. Za to do Biblioteki Narodowej wpada przybysz zza granicy, bierze dzieło gryzipiórka, wybiera pasujące mu pod tezę fakty (niepasujące pomija), łączy je w barwną opowieść, a wszystko okrasza soczystym komentarzem. Jego książka robi międzynarodową karierę, a on sam zarabia krocie. Gryzipiórkowi pozostaje lament, że znowu nam naszego polskiego zęba wybili i powtarza smutno mantrę, iż historię piszą zwycięzcy.
To nieprawda. Wystarczy spojrzeć na gigantyczne rozmiary paryskiego grobowca cesarza Francuzów Napoleona, który w końcu był wielkim europejskim przegranym. Ale jedno jest pewne - historii na pewno nie piszą nudziarze. Gross to wie i ogrywa nas jak dzieci.