Naczelny tego dziwnego tytułu uznał, że historycy IPN nie muszą pisać książek. Mogą to robić "historycy z uniwersytetów i z PAN albo niehistorycy, jak mają taką ochotę". Dziękuję, Tomaszu Lisie, za łaskawość i drogowskaz. I dalej: "Prokuratorzy, jeśli jest taka potrzeba, niech wszczynają śledztwa. Od edukacji jest Ministerstwo Edukacji, a od narodowego dziedzictwa - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa (nawiasem mówiąc, jeszcze jedna grafomańska i pretensjonalna nazwa)". Studenci do nauki, literaci do pióra, syjoniści do Syjonu. Wszystko, co polskie jest mi obce? - zdaje się mówić Tomasz Lis. I puentuje, że Sejm - zamiast wyborem nowego prezesa IPN - powinien zająć się "likwidacją tej całkowicie zbędnej i szkodliwej instytucji".
Przeczytaj koniecznie: Prof. Antoni Dudek: Łukasz Kamiński będzie najlepszym prezesem IPN
Ale tu nie o IPN chodzi, tylko o prezesa właśnie. A nawet nie o prezesa jakiegoś tam - Kowalskiego czy Nowaka, tylko o Łukasza Kamińskiego. Ten dobry być nie może, bo współpracował z Januszem Kurtyką, a Kurtyka, jak wiadomo, nie był prezesem, tylko go udawał. Naprawdę był funkcjonariuszem PiS oddelegowanym na odcinek IPN, na odcinek walki z michnikowszczyzną i wałęsowszczyzną (to zresztą ciekawa symbioza kiedyś zwalczających się obozów). Ale z Kurtyką współpracował też Tusk, Komorowski... Tylko w przypadku IPN ciągłość publicznych instytucji nie jest ważna.
Dziwnym byłoby jednak, gdyby wielką placówkę naukowo-badawczą, tworzoną mozolnie i nie bez przeszkód w wielu miastach Polski, likwidować tylko ze względu na młodego historyka Kamińskiego. Prawdziwym powodem "zbędności" i "szkodliwości" IPN jest Wałęsa, co pięknie rozwinął Adam Leszczyński w "Wyborczej": "Historyk dr Kamiński świetnie wie, że książka Gontarczyka i Cenckiewicza była publicystyką historyczną pisaną na zamówienie. Chodziło o to, żeby Wałęsie zniszczyć życiorys i zakwestionować jego historyczną rolę". A ponieważ Kamiński nie chciał tych wyborczych lamentów komentować, Leszczyński nalegał: "Nie da się jednak uniknąć wyraźnego stanowiska w tak głośnych i ważnych sprawach - nie tylko historycznie, lecz także politycznie". Od lamentu Leszczyński przeszedł do instruktażu: "Prezes IPN jest czymś więcej niż bezstronnym urzędnikiem państwowym bez poglądów. Jego rolą jest dbanie o prawdę historyczną. I to jest rola, do której trzeba się przyzwyczaić". Na takie dictum Kamiński odciął się w końcu od "Bolka", dzięki czemu zyskał poparcie Platformy i prezesurę IPN. Zgodne głosowanie PO-PiS to mimo wszystko ewenement. Tylko postkomuniści "tradycyjnie" byli przeciw. Ciekawe jednak, że argumentowali tak samo jak... Tomasz Lis.
Patrz też: Wdowa po prezesie IPN nie chce zeznawać przed Rosjanami. Mogą jej grozić 2 lata łagru
Ale wracając do Leszczyńskiego - to on teraz będzie musiał przyzwyczaić się do Kamińskiego. Do jego oceny, co ową prawdą historyczną jest, a co nią nie jest. I że nie musi być to tylko prawda michnikowszczyzny i Okrągłego Stołu. I to jest prawdziwy powód lamentu Leszczyńskiego.
Także Mazowiecki (syn pierwszego antykomunistycznego Tadeusza) będzie się musiał przyzwyczaić do Kamińskiego - jak go nazwał - człowieka "bez kręgosłupa". O co tym razem poszło? Oczywiście znów o Wałęsę. I jeszcze o Solidarność Walczącą, bo to ją, a nie KOR upodobał sobie ongiś badawczo Kamiński. A jej radykalny antykomunizm przeczy przecież pokojowej rewolucji. Gdyby Kamiński był tak "spokojny" i "tolerancyjny", jak go malują - zapisałby się przecież do Unii Wolności. I wtedy byłby dla Mazowieckiego prawdziwie apolityczny.
"Wyborcza" i "Wprost" powinny mieć jednak powód do radości, bo IPN już się likwiduje, już przed wyborem Kamińskiego został spacyfikowany. Prokuratorzy muszą umorzyć wszystkie sprawy dotyczące zbrodni UB, SB i MO, jeśli w ich wyniku nikt nie zginął. A jeśli taki esbek robił wszystko, aby zabić, ale delikwent przeżył? Nieważne. A pacyfikacje strajków i demonstracji, ścieżki zdrowia? Nieważne. A niszczenie i fałszowanie akt SB? Nieważne. Tak zdecydował Sąd Najwyższy, a swoją opinią orzeczenie to poparł Andrzej Seremet. Opornym prokuratorom grozi dyscyplinarka, a już teraz esbecy - ci nielicznie skazani - żądają uniewinnienia. Wieloletni instruktaż "Wyborczej" przynosi efekty.