Prof. Antoni Dudek: Łukasz Kamiński będzie najlepszym prezesem IPN

2011-06-08 4:00

Na czele Instytutu Pamięci Narodowej powinien stanąć człowiek o decyzyjności Kurtyki, ale o znacznie głębszym rozumieniu pluralizmu, tak jak Kieres.

"Super Express": - W piątek Sejm prawdopodobnie wybierze nowego prezesa IPN Łukasza Kamińskiego. Przy okazji powróciła debata na temat zasadności istnienia tej instytucji. Panie profesorze, po co nam Instytut Pamięci Narodowej?

Prof. Antoni Dudek: - Przede wszystkim po to, żeby Polacy nie zapomnieli o zbrodniach II wojny światowej i epoki dyktatury komunistycznej.

- Od lat pojawiają się głosy, że historyków z IPN mogliby zastąpić "zwykli" historycy z uniwersytetów, prokuratorów Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - "zwykli" prokuratorzy aparatu sprawiedliwości, a pracowników Biura Edukacji Publicznej IPN odpowiednie ministerstwo? Pana zdaniem - mogliby?

- Lata 90. pokazały, że jest to niemożliwe. Wtedy nie było IPN, a wszystkie wyżej wymienione instytucje w wymiarze prawnym, edukacyjnym i naukowym zajmowały się tym w bardzo małym stopniu i bardzo niechętnie. W rezultacie od początku wolnej Polski zrobiono znacznie mniej dla udokumentowania naszej historii w latach 1939-1989 niż przez niemal 11 lat istnienia IPN.

Patrz też: WŁADZA da sobie 260 mln złotych WIĘCEJ! Wzrosną budżety państwowych instytucji

- Jednak - jak donosi "Rzeczpospolita" - mocą uchwały Sądu Najwyższego, wzmocnionej przez stanowisko prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, przestępstwa funkcjonariuszy MO i SB z lat 70. i 80. przedawniły się w 1995 roku. W efekcie IPN umorzył w ostatnim roku 219 spraw. Przecież to torpeduje ściganie zbrodni komunistycznych?

- Instytut musi się zmieniać. Spraw, które można osądzić, jest coraz mniej. Główny kandydat na prezesa IPN Łukasz Kamiński trafnie stwierdził, że działalność śledcza musi być stopniowo wygaszana. W to miejsce powinna coraz mocniej wchodzić działalność edukacyjna i naukowa.

- Czy przez te 11 lat IPN zrealizował swoje cele?

- W dużej mierze tak. Wydał ogromną ilość książek, zorganizował bardzo wiele cennych wystaw i konferencji naukowych, doprowadził do skazania prawomocnymi wyrokami ponad stu komunistycznych oprawców, a kilkuset innych postawił przed sądem. Udało się też tysią-com Polaków pokazać, co na ich temat przez dziesiątki lat gromadziła bezpieka.

- A co się nie udało?

- Wszystkie działania IPN szły we właściwym kierunku, ale nie wszystkie były równie skuteczne. Śledztwa mogły być prowadzone energiczniej, a pion archiwalny mógł działać sprawniej. Nie wszyscy pracownicy IPN się sprawdzili. Wielu nie rozumiało, że Instytut jest od ujawniania pewnych informacji, a nie od ich ukrywania. Wiele śledztw trwało latami. I wreszcie Instytut stał się obiektem niezwykle mocnych ataków. Dlatego wielu ludzi rezygnowało z pracy w nim, a inni jej nie podejmowali ze względu na tę presję. Uważam jednak, że Instytut dotąd zrobił więcej dobrego niż złego.

- Pan wytrwał - pracując tam od początku, a teraz wydał książkę "Instytut. Osobista historia IPN". Ale wydaje się, że mógł pan więcej. Od jakiegoś czasu krążyły informacje, że to pan zostanie nowym prezesem IPN. Dlaczego prof. Antoni Dudek zrezygnował?

- Przede wszystkim z powodu mojego temperamentu. Prezes IPN musi być człowiekiem powściągliwym i ważącym słowa. Ja mam żyłkę komentatora, interesuję się bieżącą polityką. Lubię też pisać książki i artykuły publicystyczne. Jako prezes byłbym raczej obciążeniem dla Instytutu. Lepiej będę mu służył jako członek Rady.

- Prezes Janusz Kurtyka był powściągliwy i obiektywny?

- Nie zawsze. Przypominał mi raczej dowódcę oddziału partyzanckiego. Był bardzo zdecydowany i władczy. Może nawet zbyt władczy jak na prezesa instytucji w demokratycznym państwie. Zbyt często i za szybko podejmował decyzje, nie przemyślawszy w pełni ich konsekwencji.

- A jego poprzednik Leon Kieres?

- On z kolei często nie podejmował żadnych decyzji. Był zupełnie inny. To człowiek niezwykle szlachetny, ale jako profesor prawa administracyjnego był trochę zagubiony w politycznych i historycznych meandrach, w których przyszło mu działać. Nie miał też zdolności menedżerskich, a cały rozmach i infrastruktura tej instytucji trochę go przerastały.

- Czy tak różne osobowości przełożyły się na działalność merytoryczną Instytutu?

- Tak, choć zasadnicze cele IPN pozostały te same. Za Kieresa ścierały się w Instytucie różne opcje historyczno-ideowe. Była między nimi zachowana równowaga, z lekką przewagą nurtu liberalnego. Kurtyka natomiast miał skłonność do unifikacji działalności IPN w kierunku tradycjonalistycznym. Miał jasno określoną wizję historii i chciał ją poniekąd narzucić całemu Instytutowi, a Kieres zostawiał więcej wolnej gry sił.

- Zatem jaki powinien być nowy prezes?

- Powinien być to człowiek o decyzyjności Kurtyki, ale o znacznie głębszym rozumieniu pluralizmu, tak jak Kieres. Dlatego uważam, że Łukasz Kamiński będzie najlepszym prezesem IPN.

- Wspomniał pan, że IPN od początku swego istnienia był bardzo mocno atakowany. Przez kogo i za co?

- Te ataki zaczęły się, jeszcze zanim Instytut powstał. Już sam pomysł powołania go wzbudził wiele kontrowersji. Za czasów obu prezesów ośrodki krytyki były różne. Gdy wyszła sprawa Jedwabnego, krytykowała głównie prasa prawicowa, a chwaliła "Gazeta Wyborcza". Z kolei IPN Kurtyki ściągał na siebie ataki środowisk liberalno-lewicowych. Ja to nazywam lustracyjnym prawem Kalego. Jak ujawnia się niewygodną informację o kimś, kogo nie lubimy, to IPN chwalimy, a jak o kimś, kogo lubimy, to IPN atakujemy. Ponieważ Instytut ujawnia przeszłość ludzi z wszelkich obozów politycznych i grup zawodowych, to wszędzie ma przeciwników. Ale tak musiało być.

- W najnowszym filmie Jacka Bromskiego "Uwikłani" pojawia się teza, że w IPN znajdują się tylko te materiały, które pozwoliła przekazać tam SB. Najważniejsze dokumenty pozostały w rękach byłych funkcjonariuszy i służą im nadal do manipulowania politykami. To może być prawda?

- Nie sądzę. Nawet gdyby kilkanaście osób zmówiło się, nie byłyby w stanie stworzyć takiego diabolicznego planu, żeby zapanować nad procesem celowego manipulowania tymi dokumentami jako hakami. Po 1989 roku materiały bieżące były palone gdzieś w lesie i dlatego jest ich dziś tak mało, a te z lat 60. czy 70. pozostały w archiwum po dziś dzień.

- Do jakiego stopnia IPN musi być upolityczniony?

- Trzeba odróżnić upolitycznienie od upartyjnienia. Każdy człowiek ma poglądy polityczne. Prezes IPN też. Może służyć pewnej wizji historii, ale nie powinien podejmować działań, które będą służyły tylko jednemu obozowi. Podobnie pracownicy IPN. Gdy współpracowałem z Kurtyką, obstawałem przy tym, by - mówiąc metaforycznie - co jakiś czas odmierzać linijką, czy IPN jako dziecko PO-PiS jest w jednakowej odległości od obu partii. I tu doszło między nami do zasadniczego sporu, bo Janusz coraz bardziej skracał dystans do PiS.

Prof. Antoni Dudek

Historyk, politolog, członek Rady IPN