Tadeusz Płużański: Wojna się nie skończyła

2014-05-10 4:00

9 maja 1945 r. Dzień zwycięstwa nad nazizmem narzucony nam przez stalinowską Rosję. Powinno być: 8 maja, bo wtedy III Rzesza skapitulowała przed światem zachodnim. A do określenia nazizm musimy dodawać: niemiecki, bo za chwilę okaże się, że nazistami byli nie Niemcy, tylko Polacy.

"Wczesnym rankiem 9 maja przyjechało na rowerach dwóch radzieckich żołnierzy, jeden lejtnant, drugi starszyna. Następnie ci dwaj wyprowadzili z obozu kolumnę niemieckich jeńców. Gdy kolumna znikła, na zakręcie drogi pojawił się radziecki łazik. Wyszedł z niego jakiś starszy stopniem oficer i podszedł do nas.

- A wy kto? - zapytał.

- My zakluczonnyje z koncłagiera - odpowiedzieliśmy.

- Nu, haraszo! Tiepier damoj nada idti - odparł oficer".

Tak wyglądało wyzwolenie obozu w Stutthofie (dziś Sztutowo) pod Gdańskiem w relacji mojego ojca, Tadeusza Płużańskiego, więźnia o numerze 10 526. W tej niemieckiej fabryce śmierci spędził prawie pięć lat (aresztowany przez Gestapo 11 listopada 1940 r. trafił tam przez Aleję Szucha, Pawiak i obóz w Grudziądzu). W wydanych właśnie wspomnieniach "Z otchłani" tata opowiada dalej: "Chcieliśmy zacząć normalne życie, ale już w Elblągu przywitały nas hasła: ťŚmierć bandytom z AKŤ, ťZaplute karły reakcjiŤ. Wszędzie węszyło NKWD. Wojna dla Polaków się nie skończyła. Przez znajomych nawiązałem kontakt z rotmistrzem Witoldem Pileckim, który w 1940 r. dobrowolnie poszedł do Auschwitz. Jako jego kurier przedostałem się przez zieloną granicę do II Korpusu Andersa we Włoszech. Po powrocie do kraju, dokładnie 6 maja 1947 r., zostałem aresztowany przez UB".

Zobacz też: Tadeusz Płużański: Europo, ratuj!

15 marca 1948 r. Tadeusz Płużański usłyszał wyrok: kara śmierci. Pracę dla gen. Władysława Andersa, dowódcy legalnych Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, komunistyczny okupant uznał za szpiegostwo na rzecz obcego imperializmu. Przez 73 dni czekał w celi śmierci na egzekucję i zrzucenie do bezimiennego dołu śmierci (dziś "Łączka" Powązek Wojskowych w Warszawie). 25 maja 1948 roku strzałem w tył głowy ubek zamordował dowódcę ojca - Witolda Pileckiego. Wspomnienia taty powinny mieć dopisek: z otchłani niemieckiej i sowieckiej.

Wczoraj brałem udział w programie Jana Pospieszalskiego "Bliżej" w TVP Info poświęconym polityce historycznej w kontekście monumentu mordercy Polaków, sowieckiego generała Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie na Warmii. Andrzej K. Kunert, sekretarz ROPWiM, potwierdził, że na usunięcie obelisku nie zgadza się Rosja. A ja powiedziałem tak: wszystkie okupacyjne pomniki w całej Polsce już dawno powinny trafić do muzeum. Na ich miejscu upamiętnijmy bohaterów, w tym rtm. Witolda Pileckiego. Bo inaczej wciąż będziemy musieli mówić: wojna dla Polaków się nie skończyła.

Wiadomości se.pl na Facebooku