Trzymam głowę państwa za słowo. Mam nadzieję, że będzie to bardziej prezydentura Komorowskiego (oczywiście "Bora", komendanta głównego AK) niż niemieckiego polonofoba Stauffenberga. Bardziej Pileckiego niż Dukaczewskiego. W końcu bardziej Kuklińskiego (który zostanie awansowany na stopień generała) niż Jaruzelskiego. Że w Polsce Andrzeja Dudy świętem będzie bardziej 11 listopada (1918) niż 4 czerwca (1989). Bardziej 1 marca (święto wyklętych) niż 8 maja ("zakończenie" wojny). Że będzie stanowczo reagował na kłamstwa o "polskich obozach koncentracyjnych". Że Polska doczeka się po prostu polityki historycznej.
Zobacz: Andrzej Morozowski (TVN): Zatęsknimy za Komorowskim
Andrzej Duda zapowiada też, że będzie prezydentem dialogu. Na przekór tym, którzy w dniu zaprzysiężenia nie potrafili zachować się jak trzeba. Tak jak pewien dziennik, który postanowił pouczać Andrzeja Dudę po tym, jak wyciągnął rękę do tego środowiska, pisząc list do czytelników. Na przekór tym, którzy również w Sejmie nie potrafili uszanować głowy państwa, wybierając buczenie.
Nowy prezydent rozpoczyna symbolicznie. Triumfował 25 maja - w rocznicę śmierci Pileckiego. Przejmuje władzę 6 sierpnia - w rocznicę wymarszu z Oleandrów pierwszej kompanii kadrowej Piłsudskiego. A jak zakończy? Mam nadzieję, że tak jak Lecha Kaczyńskiego zapamiętaliśmy jako twórcę Muzeum Powstania Warszawskiego, tak Andrzej Duda pozostawi po sobie Panteon Bohaterów Narodowych na "Łączce" i Muzeum Żołnierzy Wyklętych na Rakowieckiej. Że mniej będzie się czuł skrzyżowaniem Michnika i Bartoszewskiego (jak określił siebie Bronisław Komorowski), a odwoła się bardziej do tradycji Walentynowicz i Kaczyńskiego.