Jakże inny był Józef Bandzo. Choć zbliżony wiekiem (Wajda był trzy lata młodszy), gdzie mu na salony? Zaszczyty i sławę odrzucał, przesłuchania za komuny były dla niego nie pozą, ale codziennością, a jego marzeniem było spocząć na Powązkach Wojskowych, u boku swoich towarzyszy broni. Wielki nie tylko swoją niezłomną walką, ale niezwykłą wręcz skromnością. Jednak o nim większość mainstreamowych mediów milczy. "Autorytety" nie prześcigają się w zachwytach nad bezpowrotną stratą człowieka z marmuru i żelaza. Bo Bandzo ps. Jastrząb był człowiekiem z krwi i kości. Prawdziwym Żołnierzem Wyklętym, w przeciwieństwie do Wajdy, który tak o sobie mówił. A do tego prawdziwym, nie kreowanym autorytetem.
To Józef Bandzo mógłby podpisać się pod słowami innego kresowego żołnierza dwóch okupacji: "Nic dla siebie. Wszystko dla Ojczyzny". Tak było od początku, kiedy w wieku 19 lat wstąpił do Armii Krajowej. Służył w oddziale partyzanckim kpt. Gracjana Fróga ps. Szczerbiec, który przekształcił się w słynną 3. Wileńską Brygadę AK. Dowodził drużyną w 1 kompanii szturmowej por. Romualda Rajsa ps. Bury. W lipcu 1944 r. brał udział w powstaniu wileńskim - operacji "Ostra Brama". Od września 1945 r. walczył u boku mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. Łupaszka - w odtworzonej na Białostocczyźnie 5. Wileńskiej Brygadzie AK, by ostatecznie przejść do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. I to właśnie o swoich dowódcach najwięcej opowiadał podczas licznych spotkań z młodzieżą. Bo dla niego ani własne dokonania, ani represje (komuniści więzili go w latach 1960-1976) "zbyt bliskie męczeńskiej [były] pozy".
Pamiętam, jak jeszcze w kwietniu 2016 r. płakał ze szczęścia na pogrzebie odnalezionego i zidentyfikowanego "Łupaszki". W sierpniowym pogrzebie "Inki" i "Zagończyka" ze względu na stan zdrowia już nie wziął udziału. Jego ostatnim pragnieniem było wydobycie z bezimiennych dołów śmierci na "Łączce" wszystkich kolegów, w tym Gracjana Fróga "Szczerbca".
W sobotę na warszawskich Powązkach odprowadzimy kpt. Józefa Bandzo "Jastrzębia" na wieczną wartę. Cześć i chwała bohaterowi!
Zobacz: Przemysław Harczuk: Bajka warszawska ze smutnym morałem?