Marzena K. przez lata pracę w Ministerstwie Sprawiedliwości łączyła z działalnością przy odzyskiwaniu kontrowersyjnych roszczeń. Od miasta stołecznego Warszawa odzyskała kilkadziesiąt milionów złotych tytułem zwrotu gruntów i nieruchomości. Po wybuchu afery z reprywatyzacją w Warszawie, gdy okazało się, że mamy do czynienia nie ze zwrotem własności zrabowanej na mocy dekretu Bieruta, ale z ordynarnym oszustwem i grabieżą w biały dzień, oddawaniem nieruchomości nieuprawnionym osobom, Marzena K. straciła stanowisko w resorcie, kilka dni temu została zatrzymana przez CBA. Afera warszawska zatacza coraz szersze kręgi, może nawet zmieść z powierzchni ziemi rządzącą stolicą ekipę z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele. Wczoraj minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ogłosił, że w sprawie zbadania afery powołana zostanie specjalna komisja weryfikacyjna. Za wcześnie, by mówić o skuteczności przyszłej komisji, projekt jest dopiero opracowywany, a diabeł w takich sytuacjach tkwi w szczegółach. Nie ulega jednak wątpliwości, że aferę wyjaśnić trzeba do bólu, winnych zaniedbań i zwykłego złodziejstwa ukarać. Komisja ma być jedynie środkiem prowadzącym do celu. Istotne jest jednak co innego, i warto o tym wspomnieć właśnie dziś - jak zrekompensować reprywatyzacyjne straty tym, którzy na aferze warszawskiej ucierpieli najbardziej. Staruszka, której odszkodowanie za zrabowany grunt się należy, ale miasto wolało wypłacić je cwaniaczkom, sama się nie obroni. Podobnie rodzina eksmitowana na bruk dlatego, że ich kamienicę przejął ktoś, kto roszczenie nabył w sposób bezprawny, następnie podniósł czynsze o kilkaset procent. Pomoc dla tych ludzi jest równie ważna, jak osądzenie winnych afery. To rola państwa, a rolą mediów jest państwo z wykonania tego rozliczać. I jeszcze jedno - bardzo chciałbym wiedzieć, co stanie się z majątkiem, który pani K. w ostatnich latach dzięki decyzjom urzędniczym zgromadziła? Czy zostanie on skonfiskowany, czy też nie ma takiej możliwości? Jeśli nie, perspektywy stojące przed "najbogatszą urzędnik w Polsce" są wcale nie najgorsze. Proces, potem wyrok. Nawet gdy będzie skazujący, Marzenie K. grozi maksymalnie pięć lat więzienia. Blisko czterdzieści milionów na koncie czas ten dostatecznie osłodzi. Jolancie Brzeskiej życia nikt nie przywróci. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze.
Zobacz: Anna Zalewska: Bunt przeciwko reformie jest polityczny