Tadeusz Cymański

i

Autor: Tomasz Radzik Tadeusz Cymański

Tadeusz Cymański: Ja bym się premii zrzekł

2018-02-14 3:00

Przyznanie wysokich premii dla ministrów komentuje w rozmowie z "Super Expressem' poseł Tadeusz Cymański.

"Super Express": - Rząd ma gest. Co prawda tylko wobec siebie. 1,5 mln zł na premie budzi zrozumiałe emocje i oburzenie. Pan też czuje zgorszenie?

Tadeusz Cymański: - Nie, bo to ocena ich pracy.

- Nawet tych, którzy zostali zdymisjonowani?

- To, że ktoś odchodzi ze stanowiska, wcale nie znaczy, że odchodzi w niesławie. Że źle pracował albo nic nie robił. To kwestia oceny i wyceny ich pracy. Co więcej, uważam, że wiceminister, czyli osoba, która decyduje o miliardach złotych, w Polsce nie jest odpowiednio wynagradzany. Skoro wymagamy od tych ludzi bardzo wysokich kwalifikacji, a takich ludzi bardzo trudno pozyskać, to muszą otrzymywać wysokie pensje.

- Może i nie zarabiają kroci, ale w takim razie podnieśmy im pensje i przynajmniej będzie przejrzyście. Premie są uznaniowe i żadnej transparentności w tym nie ma. Te kwoty wydają się wzięte z kosmosu.

- Zgadzam się, bo premiami próbuje się nadrabiać to, co powinno być w pensji. Sam obserwuję w sejmowej Komisji Finansów wiceministrów, którzy mają znakomite umiejętności, a zarabiają poniżej średniej w spółkach Skarbu Państwa. Dorzuca im się więc premie i od razu robi się sensacja.

- Pan mówi o wiceministrach, ale mamy ministra Błaszczaka, który dostał 80 tys. zł premii. Tyle to nieźle zarabiający Polak dostaje przez dwa lata.

- Minister spraw wewnętrznych, który ma w ręku całą policję, straż pożarną i inne służby dbające o nasze bezpieczeństwo, w krajach podobnych do Polski, takich jak Francja czy Niemcy, otrzymuje odpowiednią pensję za odpowiedzialność, którą ponosi. U nas za tę pracę ma niskie zarobki.

- Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale polityka to jednak misja, a w każdym normalnym kraju zarobki to tylko dodatek do tej szlachetnej służby na rzecz państwa. Jak ministrom mało, to niech idą do korporacji i tam się sprawdzą!

- Ale z rządu wiceministrowie trafiają do największych firm. I tam będą zarabiać nie 14, a 45 tys. zł. W takich sytuacjach mamy problem, bo proszę znaleźć takich ministrów, którzy znają kilka języków, znają się świetnie na swoim fachu. To naprawdę trudne, by zachęcić ich do pracy w rządzie.

- Czy jednak wszyscy ministrowie mają aż takie kompetencje, by zasłużyć sobie na kilkadziesiąt tysięcy złotych premii? Wątpię.

- Najzdolniejsi powinni pracować dla państwa, ale nie zawsze się to udaje.

- A co z poczuciem obywatelskiego obowiązku?

- O, to pan teraz powiedział.

- Jestem idealistą.

- Ja też.

- Ale mój idealizm poszedł na czołowe zderzenie z cynizmem PiS.

- Moje idee się zderzyły np. z konkursem na specjalistów ds. giełdy. Dawano kilkanaście tysięcy złotych i nikt się na to nie zgodził. Ludzi, którzy się na tym znają, jest naprawdę niewielu i wolą pracować dla prywatnych firm. Nie chcą pracować za śmieszne dla nich pieniądze, które oferuje państwo. Jeśli pan sądzi, że do rządu przychodzą idealiści, to pana zmartwię. Przy takich zarobkach jest obawa, że przyjdą ludzie z małymi kompetencjami lub tacy, którzy chcą robić czarne interesy i będzie musiało ich ścigać CBA.

- Mówimy o ministrach i wiceministrach, ale jakim cudem członkowie gabinetów politycznych dostali premie w wysokości 1,3 mln zł? To dla mnie zagadka. Zwłaszcza że trafia się tam nie ze względu na kompetencje, ale dlatego, że jest się zaufanym ministra.

- To pytanie do ministrów. Nie chcę się tłumaczyć za innych. Mogę mówić tylko o niezwykle profesjonalnych wiceministrach finansów, z którymi mam do czynienia, a którzy zarabiają mniej niż wójt czy burmistrz. Uważam, że to chore. Trzeba więc nadrabiać premiami, by fachowcy chcieli przyjść do resortu i w nim zostać.

- Taki minister Błaszczak to chyba nie bardzo pali się, żeby z rządu odchodzić. Nawet jeśli nie dostałby tej rekordowej premii. Ilu jego kolegów odeszłoby z rządu, gdyby tych premii nie dostało?

- No to można ich spytać.

- Próbujemy od poniedziałku zapytać beneficjentów tych premii o sprawę, ale panicznie unikają takiej rozmowy. Dziwne, że jak trzeba było wyciągnąć rękę po pieniądze podatników, to ona im nie zadrżała. Kiedy trzeba podatnikom wytłumaczyć, za co się wzięło pieniądze, to odwagi brakuje.

- Gdybyśmy ja czy pan byli wiceministrami, którzy takie premie dostają, na pewno byśmy się ze wstrętem zrzekli tych pieniędzy i oburzali, jakim prawem je dostajemy, bo tyle milionów Polaków żyje w biedzie, ale dopóki nas nie sprawdzono, nie wiemy, jak byśmy się zachowali...

Sprawdź: TYLKO W SE! Gigantyczne nagrody dla rządu PiS